TecumSeh napisal(a): Do czasu aż przeszedł na katolicyzm - wtedy wszyscy, łącznie z żoną (na zdjęciu) zaczęli się zachowywać jakby przeszedł na islam (choć pewnie jakby faktycznie przeszedł, a do tego oznajmił że jest pedałem, to zachowywaliby się lepiej).
A tak pisał o tym nastawieniu wspomniany Thomas Merton we wspomnianej „Siedmiopiętrowej górze”:
W ogólnym zarysie mniej lub więcej wyraźnie sformułowaną postawą tego domu było przekonanie, że każda religia jest rzeczą godną polecenia z przyczyn zupełnie przyrodzonych lub społecznych. Na każdym przyzwoitym przedmieściu wielkiego miasta mogłeś natknąć się od czasu do czasu na jakiś rodzaj kościoła. Było to częścią miejskiego pejzażu, tak jak uniwersytet albo Y.M.C.A., jak wielkie wielorybie dachy i podobne do rezerwuarów wodnych budynki teatrów kinowych.
Jedynymi wyjątkami w tym ogólnym uznaniu wszystkich religii byli Żydzi i katolicy. Kto chciałby być Żydem? Była to jednak raczej sprawą rasy niż religii. Żydzi byli Żydami, nie mogli nic na to poradzić. Ale co do katolików... W mniemaniu Popa jakiś ponury odcień zła musiał się łączyć z wyznawaniem czegoś choćby zbliżonego do katolicyzmu. Kościół katolicki był jedynym, o którym kiedykolwiek mówił przy mnie z wyraźną goryczą i niechęcią.
Główną ich przyczyną było zapewne to, że sam Pop należał do jakiejś masońskiej organizacji, noszącej dość dziwne miano rycerzy templariuszy. Nie mam pojęcia, skąd jej członkowie wpadli na pomysł takiej nazwy. Prawdziwi templariusze byli bowiem katolickim zakonem rycerskim, pozostającym w ścisłym związku z cystersami, których zreformowanym odłamem są trapiści.
Jako rycerze i ci templariusze posiadali miecze. Pop trzymał ten miecz w szafie w swoim pokoju, ale przez jakiś czas znajdował się on w schowku na okrycia przy drzwiach frontowych, wśród lasek, parasoli i policyjnej pałki gumowej, którą Pop uważał widocznie za przydatną w razie napadu rabusiów.
Przypuszczam, że na zebraniach tych rycerzy templa riuszy, na które dość pilnie uczęszczał, Pop słyszał nieraz o przewrotności Kościoła katolickiego. Może zresztą mówiono mu o niej od dziecka. Dla wielu protestanckich dzieci takie opinie są częścią ich religijnej edukacji.
Jeśli była inna przyczyna jego obawy przed rzymskim Kościołem, to chyba ta, że przypadkowo niektórzy z najbardziej przekupnych policjantów, biorących łapówki w nowojorskich wyborach, byli znani jako katolicy. Dla Popa słowo „katolik" i słowo „tammany" znaczyło mniej więcej to samo. A ponieważ to zgadzało się bardzo dobrze z tym, co dzieci protestanckie słyszą zazwyczaj o dwulicowości i hipokryzji katolików, katolicyzm skojarzył się w jego umyśle z wszystkim, co jest nieuczciwe, podejrzane i niemoralne.
To wrażenie pozostało mu prawdopodobnie do końca życia, ale przestało wyrażać się na zewnątrz od czasu, gdy osoba będąca katoliczką zamieszkała z nami jako rodzaj towarzyszki Bonnemaman, a bony i gospodyni dla reszty rodziny. Jej udział w naszym życiu rodzinnym nie był chwilowy. Mam wrażenie, ze wszyscy polubili ją od samego początku, a Bonnemaman tak się przyzwyczaiła nią wyręczać, że Elsie została u nas na dobre, stając się coraz bardziej częścią naszej rodziny. Wreszcie weszła do niej całkowicie wychodząc za mąż za mego wuja. Od jej przybycia Pop przestał wygłaszać swoje tyrady przeciw ko Rzymowi, chyba że czasem nieopatrznie wyrwało mu się jakieś cierpkie słówko.
Ta nienawistna podejrzliwość wobec katolików była jedną z niewielu rzeczy, jakie wziąłem od Popa i jakie pod jego wpływem zakorzeniły się w moim umyśle stając się częścią mojej zewnętrznej postawy. Nie było w niej nic agresywnego. Była to po prostu głęboka, prawie podświadoma niechęć do tego niejasnego zła, które nazywałem katolicyzmem, kryjąca się na dnie ciemnych zakątków mojej umysłowości wraz z odrazą do innych straszydeł, takich jak na przykład śmierć. Nie zdawałem sobie dokładnie sprawy, co znaczy słowo „katolicyzm" ale wywoływało ono u mnie rodzaj dreszczu i niemiłego uczucia.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Jeśli rozhozi się o fajnych nawróceńców i ich herstorye, to wzorcem niedoścignionym jest Scott Hahn i jego "W domu najlepiej" (Rome Sweet Home: Our Journey to Catholicism [Hahn, Kimberly, Hahn, Scott]).
Kolo był pastorem którejś z niezliczonych obediencji i wykładał protestancką teologię. I tak się zagłębił w nią, takie mu zaczęły mądrości z bańki własnej wychodzić, że ktoś mu aż zwrócił uwagę, że zaczyna katolicyzować. I tak się też stało. .
Słucham go czasem na YT. Lecz nigdy "starego". Więc poszukałem jego opowieści o momencie, kiedy to stwierdził, że o. Luter się mylił ("tylko wiara"). (Już 1min 45sek)
... takie mu zaczęły mądrości z bańki własnej wychodzić, że ktoś mu aż zwrócił uwagę, że zaczyna katolicyzować
6min 50sek
11min 50 sek, że Luter się myli (tylko Pisma/Biblia)
los napisal(a): Ten zięć to taki trochę niebinarny. Jest albo go nie. Taki zięć Schrödingera.
Tak dokładnie jest. Zięcia nie ma już od ponad roku bo się córka Mikhaila rozwiodła i związała z jakimś młodszym typem. Kontakt jednak jakiś jest bo KGBiszczak ma nieograniczony dostęp do dziecka.
Kanadyjski sąd podtrzymuje decyzję o zmuszeniu Jordana Petersona do przejścia "szkolenia z mediów społecznościowych" w związku z kontrowersyjnymi wpisami
Peterson scharakteryzował decyzję jako kolejny atak na jego wolność słowa
Gabriel Hays
Nakaz dla słynnego kanadyjskiego psychologa i autora dr Jordana Petersona, aby przeszedł "szkolenie w zakresie mediów społecznościowych" za kontrowersyjne posty, które udostępnił w ciągu ostatnich kilku lat, został podtrzymany przez sąd w Ontario.
Peterson, popularna osobowość medialna i emerytowany profesor wydziału psychologii Uniwersytetu w Toronto, został zmuszony do wykonania nakazu w środę po tym, jak trzech sędziów Sądu Okręgowego w Ontario odrzuciło jego skargę przeciwko Kolegium Psychologów Ontario.
Organ akademicki twierdził na początku tego roku, że kilka postów Petersona w mediach społecznościowych może być postrzeganych jako wykroczenie zawodowe i poprosił go o wzięcie udziału w kursie szkoleniowym w zakresie mediów społecznościowych.
Peterson wywołał kontrowersje w ostatnich latach, publikując kilka postów wzywających do ideologii transpłciowej, polityków i innych tematów. W ubiegłym roku psycholog został zawieszony na Twitterze, obecnie X, za upomnienie transpłciowego aktora Elliota Page'a.
Peterson napisał: "Pamiętasz, kiedy pycha była grzechem? A Ellen Page właśnie lekarza kryminalista usunął piersi". Peterson został ponownie wpuszczony na platformę po przejęciu przez Elona Muska firmy zajmującej się mediami społecznościowymi.
W tym samym roku Peterson wyśmiał również Sports Illustrated za umieszczenie modelki plus size na majowej okładce, pisząc: "Przepraszam. Nie jest piękna. I żadna ilość autorytarnej tolerancji tego nie zmieni".
Za te i podobne posty Kolegium Psychologów nakazało Petersonowi odbycie szkolenia. Stwierdzono, że jeśli odmówi, może stracić licencję psychologa w Ontario.
Peterson odpowiedział w mediach społecznościowych w styczniu: "Aby wyjaśnić: zdecydowano: Albo poddam się przekwalifikowaniu w zakresie komunikacji w mediach społecznościowych, albo czeka mnie rozprawa dyscyplinarna i możliwe zawieszenie mojej licencji klinicznej oraz prawa do reprezentowania siebie jako psychologa".
Peterson złożył następnie sądową rewizję nakazu College of Psychologists of Ontario, argumentując, że organ ten nie ma kontroli nad jego politycznymi komentarzami w mediach społecznościowych.
Bóg jako duch przygody. Książka Jordana Petersona przypomina zapomniane oblicze Boga
Konstanty Pilawa
07.08.2025 00:00 GN 32/2025
publikacja 07.08.2025 00:00
Jordan Peterson, jeden z najbardziej popularnych i kontrowersyjnych intelektualistów XXI wieku, przypomina chrześcijanom o zapomnianym przez nich obliczu Boga.
Ta książka przypomina, że zatraciliśmy dziś rozumienie Boga, który wystawia człowieka na próbę nie po to, by go złamać, ale by go wzmocnić. Carlos Osorio /Zuma Press/Forum
Po wielu latach obejrzałem ponownie „Króla Lwa” Disneya – film, który ma już 31 lat. Uderzyło mnie, jak głęboko chrześcijańskie jest to kino i jak silnie może wpływać na kształtowanie właściwych intuicji teologicznych u dzieci.
Mufasa i Aslan
Już w pierwszej scenie widzimy coś w rodzaju liturgii chrztu. Mały Simba – lwiątko i przyszły król afrykańskiej krainy – trzymany jest przez kapłana Rafikiego, który naznacza jego czoło sokiem z czerwonego owocu. W tle obserwujemy dumę w oczach jego ojca, majestatycznego Mufasy – dorosłego lwa i króla wszystkich zwierząt. Zwraca uwagę jego groźne oblicze, królewska godność i siła, połączone z łagodnością, czułością i dobrocią. Podobną postać stworzył C.S. Lewis w „Opowieściach z Narnii”. Aslan nie uchyla się przed walką, gdy jest konieczna, ale jednocześnie jego przyjaciele mogą przytulić się do jego bujnej grzywy zawsze, gdy tego potrzebują. W jego oczach mieszczą się równocześnie powaga i troska.
Oba te lwie oblicza to oczywiste alegorie chrześcijańskiego Boga. Zapadają w pamięć każdego dziecka, które się z nimi zetknęło. Budują teologiczne intuicje zgodne z prawdą o Panu, jaką głosi Kościół katolicki. Współcześnie jednak, zwłaszcza na sytym i wygodnym Zachodzie, chrześcijanie dostrzegają tylko jedną stronę Mufasy czy Aslana. Chętnie zapominamy o ich groźnej twarzy. Otoczeni drogimi przedmiotami, komfortem, pieniędzmi i wakacjami za granicą, trwamy w przekonaniu, że Bóg to raczej dobrotliwy terapeuta, opiekuńcza, delikatna dusza. Miłosierny towarzysz podróży, któremu można wypłakać się w ramionach i powierzyć swoje znerwicowane serce.
Jordan Peterson
Bóg przerażający, groźny, wymagający, wystawiający na próbę – to już nie jest nasz Bóg. Dla wielu wydaje się zbyt radykalny, nieco barbarzyński. Tymczasem wielką zasługą Jordana Petersona – kanadyjskiego psychologa i jednego z najgłośniejszych krytyków współczesnej cywilizacji – jest przypomnienie wcale niemarginalnego motywu teologicznego: Boga jako ducha przygody. W książce „My, którzy zmagamy się z Bogiem”, wydanej w 2024 roku, a niedawno opublikowanej po polsku, poznajemy różne oblicza – zwłaszcza starotestamentowego – Pana. Peterson pokazuje Go jako Stwórcę oddzielającego chaos od porządku, jako sprawiedliwego sędziego, pogromcę pychy, przeciwnika sił nieczystych. Moją uwagę szczególnie przyciągnęło oblicze Boga jako tego, który wzywa do przygody. Takiego właśnie Pana dziś najbardziej nam brakuje. Nie moralisty, nie czułego przewodnika, nie bezstronnego sędziego, lecz wymagającego Ojca, dzięki którego łasce mogę stawać się dojrzałym człowiekiem, zdolnym do konfrontacji z losem. Człowiekiem, który ufa swoim możliwościom, ale też z pokorą przyjmuje cierpienie, którego sens streszcza się w jednej, wiecznej prawdzie: wszystko, co rośnie, boli.
Abram
75-letni bogaty człowiek nagle zostaje wezwany przez Boga. Słyszy obietnicę, że stanie się ojcem wielkiego narodu. Abram wyrusza więc na spotkanie przygodzie. Idzie w nieznane, opuszcza wygodne życie i wyrusza w podróż pełną niebezpieczeństw i prób. Dla Petersona Bóg, który wzywa Abrama do wyruszenia w przygodę życia, jest również symbolem ojcostwa. Współcześnie, gdy zmagamy się z kryzysem rozumienia tego, kim mają być ojcowie i jakie miejsce mają zajmować w swoich rodzinach, takie opisy wydają się niezwykle potrzebne.
Kim jest więc ojciec w tej interpretacji? To — jak pisze Peterson — „głos popychający do podejmowania dobrowolnych wyzwań, który zachęca człowieka do rozwoju, dojrzewania, poszerzania horyzontów i wzrastania ku światłu — a wszystko po to, by mieć odwagę mierzyć się z wężami i stawiać czoła smokom”.
Bóg Ojciec, którego mamy naśladować, staje się w tej perspektywie symbolem męskości. Jako mężczyźni jesteśmy powołani do tego, by stawiać czoło przeciwnościom losu i być oparciem dla naszych rodzin.
Kluczowa jest tu także funkcja wychowawcza — mamy rozbudzać w naszych dzieciach aspiracje, zachęcać je do wysiłku, realizowania marzeń i podejmowania ryzyka. Uczyć, że to wszystko ma większą wartość niż wygodne bezpieczeństwo czy uleganie hedonizmowi.
W pułapce komfortu
Peterson dzieli się w swojej książce intuicją, która dotyka dziś samego sedna problemów z religią na Zachodzie. „Gdy człowiek wygodnie się mości, pławiąc się w luksusie, prawdziwa relacja z Bogiem wydaje się niemożliwa” — zauważa.
Używa przy tym bardzo trafnej metafory. Pyta: co dzieje się, gdy wszystkie potrzeby dziecka zostaną zaspokojone? Po prostu zapada ono w sen. Tak samo jest z dorosłym. Żyjąc w nadmiarze i komforcie, wpada w coś w rodzaju duchowej śpiączki. To dziś powszechne doświadczenie rodziców dorastających dzieci. Szybko pojawia się pytanie: po co nam religia, skoro mamy wszystko? Niedawno rozmawiałem z jednym ze świadomych i zaangażowanych katolickich ojców. Choć jest dobrze sytuowany i jego dzieciom niczego nie brakuje, to sam — jako odpowiedzialny tata — tworzy przestrzenie celowego, kontrolowanego niedostatku. A to wyjeżdża z rodziną na wakacje do lasu, gdzie przez kilka dni nie ma prądu; a to wprowadza zasadę całkowitego zakazu korzystania ze smartfonów — dzieci nie dostaną ich do rąk przed ukończeniem 16. roku życia. Całkiem poważnie myślę, że Jordan Peterson uznałby takie wychowanie za zbawienne — jako szansę na to, że dzieci wychowane w ten sposób nie będą się obrażały na Pana Boga.
Nie bez znaczenia jest również to, że Peterson — jako człowiek spoza Kościoła, a zarazem niezwykle popularny — odkrywa Biblię dla setek tysięcy osób na całym świecie jako duchowy i kulturowy fundament cywilizacji Zachodu. Jonathan Pageau trafnie porównał go do gargulca z fasady średniowiecznej katedry: nigdy nie wchodzi do środka, ale strzeże jej z zewnątrz.
Konstanty Pilawa – wiceprezes Klubu Jagiellońskiego. Współtwórca podcastu „Kultura poświęcona”. Stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.
Dobre. Widzisz drzwi i nie wiesz, co za nimi. Gnuśność podpowiada: nie otwieraj, ciągle żyjesz i lubisz to życie, nie wiadomo, co tam spotkasz. A Bóg mówi: otwieraj, bo taka jest moja wola. Cokolwiek cię spotka, chwała albo cierpienie, zbliży cię do mnie.
Komentarz
W ogólnym zarysie mniej lub więcej wyraźnie sformułowaną postawą tego domu było przekonanie, że każda religia jest rzeczą godną polecenia z przyczyn zupełnie przyrodzonych lub społecznych. Na każdym przyzwoitym przedmieściu wielkiego miasta mogłeś natknąć się od czasu do czasu na jakiś rodzaj kościoła. Było to częścią miejskiego pejzażu, tak jak uniwersytet albo Y.M.C.A., jak wielkie wielorybie dachy i podobne do rezerwuarów wodnych budynki teatrów kinowych.
Jedynymi wyjątkami w tym ogólnym uznaniu wszystkich religii byli Żydzi i katolicy. Kto chciałby być Żydem? Była to jednak raczej sprawą rasy niż religii. Żydzi byli Żydami, nie mogli nic na to poradzić. Ale co do katolików... W mniemaniu Popa jakiś ponury odcień zła musiał się łączyć z wyznawaniem czegoś choćby zbliżonego do katolicyzmu. Kościół katolicki był jedynym, o którym kiedykolwiek mówił przy mnie z wyraźną goryczą i niechęcią.
Główną ich przyczyną było zapewne to, że sam Pop należał do jakiejś masońskiej organizacji, noszącej dość dziwne miano rycerzy templariuszy. Nie mam pojęcia, skąd jej członkowie wpadli na pomysł takiej nazwy. Prawdziwi templariusze byli bowiem katolickim zakonem rycerskim, pozostającym w ścisłym związku z cystersami, których zreformowanym odłamem są trapiści.
Jako rycerze i ci templariusze posiadali miecze. Pop trzymał ten miecz w szafie w swoim pokoju, ale przez jakiś czas znajdował się on w schowku na okrycia przy drzwiach frontowych, wśród lasek, parasoli i policyjnej pałki gumowej, którą Pop uważał widocznie za przydatną w razie napadu rabusiów.
Przypuszczam, że na zebraniach tych rycerzy templa riuszy, na które dość pilnie uczęszczał, Pop słyszał nieraz o przewrotności Kościoła katolickiego. Może zresztą mówiono mu o niej od dziecka. Dla wielu protestanckich dzieci takie opinie są częścią ich religijnej edukacji.
Jeśli była inna przyczyna jego obawy przed rzymskim Kościołem, to chyba ta, że przypadkowo niektórzy z najbardziej przekupnych policjantów, biorących łapówki w nowojorskich wyborach, byli znani jako katolicy. Dla Popa słowo „katolik" i słowo „tammany" znaczyło mniej więcej to samo. A ponieważ to zgadzało się bardzo dobrze z tym, co dzieci protestanckie słyszą zazwyczaj o dwulicowości i hipokryzji katolików, katolicyzm skojarzył się w jego umyśle z wszystkim, co jest nieuczciwe, podejrzane i niemoralne.
To wrażenie pozostało mu prawdopodobnie do końca życia, ale przestało wyrażać się na zewnątrz od czasu, gdy osoba będąca katoliczką zamieszkała z nami jako rodzaj towarzyszki Bonnemaman, a bony i gospodyni dla reszty rodziny. Jej udział w naszym życiu rodzinnym nie był chwilowy. Mam wrażenie, ze wszyscy polubili ją od samego początku, a Bonnemaman tak się przyzwyczaiła nią wyręczać, że Elsie została u nas na dobre, stając się coraz bardziej częścią naszej rodziny. Wreszcie weszła do niej całkowicie wychodząc za mąż za mego wuja. Od jej przybycia Pop przestał wygłaszać swoje tyrady przeciw ko Rzymowi, chyba że czasem nieopatrznie wyrwało mu się jakieś cierpkie słówko.
Ta nienawistna podejrzliwość wobec katolików była jedną z niewielu rzeczy, jakie wziąłem od Popa i jakie pod jego wpływem zakorzeniły się w moim umyśle stając się częścią mojej zewnętrznej postawy. Nie było w niej nic agresywnego. Była to po prostu głęboka, prawie podświadoma niechęć do tego niejasnego zła, które nazywałem katolicyzmem, kryjąca się na dnie ciemnych zakątków mojej umysłowości wraz z odrazą do innych straszydeł, takich jak na przykład śmierć. Nie zdawałem sobie dokładnie sprawy, co znaczy słowo „katolicyzm" ale wywoływało ono u mnie rodzaj dreszczu i niemiłego uczucia.
Lecz nigdy "starego". Więc poszukałem jego opowieści o momencie, kiedy to stwierdził, że o. Luter się mylił ("tylko wiara"). (Już 1min 45sek)
6min 50sek
11min 50 sek, że Luter się myli (tylko Pisma/Biblia)
•••
→ i jego strona www
Okazuje się, że Peterson gupek, bo nie dość że pisowiec to jeszcze katol.
Zięcia nadal ma? Ma. Czyli nie przeszło.
Ale jak że pisowiec, gdzie?
Onutzowanie u katoli zdarza się niestety nierzadko.
Zięcia nie ma już od ponad roku bo się córka Mikhaila rozwiodła i związała z jakimś młodszym typem. Kontakt jednak jakiś jest bo KGBiszczak ma nieograniczony dostęp do dziecka.
👣
🐾
🐾
Piterson musiałby se czipsa wydłubać a on pewnie nawet nie wie że go ma.
👣
🐾
🐾
https://www.foxnews.com/media/jordan-peterson-ordered-canadian-court-undergo-social-media-training-controversial-tweets
Kanadyjski sąd podtrzymuje decyzję o zmuszeniu Jordana Petersona do przejścia "szkolenia z mediów społecznościowych" w związku z kontrowersyjnymi wpisami
Peterson scharakteryzował decyzję jako kolejny atak na jego wolność słowa
Gabriel Hays
Nakaz dla słynnego kanadyjskiego psychologa i autora dr Jordana Petersona, aby przeszedł "szkolenie w zakresie mediów społecznościowych" za kontrowersyjne posty, które udostępnił w ciągu ostatnich kilku lat, został podtrzymany przez sąd w Ontario.
Peterson, popularna osobowość medialna i emerytowany profesor wydziału psychologii Uniwersytetu w Toronto, został zmuszony do wykonania nakazu w środę po tym, jak trzech sędziów Sądu Okręgowego w Ontario odrzuciło jego skargę przeciwko Kolegium Psychologów Ontario.
Organ akademicki twierdził na początku tego roku, że kilka postów Petersona w mediach społecznościowych może być postrzeganych jako wykroczenie zawodowe i poprosił go o wzięcie udziału w kursie szkoleniowym w zakresie mediów społecznościowych.
Peterson wywołał kontrowersje w ostatnich latach, publikując kilka postów wzywających do ideologii transpłciowej, polityków i innych tematów. W ubiegłym roku psycholog został zawieszony na Twitterze, obecnie X, za upomnienie transpłciowego aktora Elliota Page'a.
Peterson napisał: "Pamiętasz, kiedy pycha była grzechem? A Ellen Page właśnie lekarza kryminalista usunął piersi". Peterson został ponownie wpuszczony na platformę po przejęciu przez Elona Muska firmy zajmującej się mediami społecznościowymi.
W tym samym roku Peterson wyśmiał również Sports Illustrated za umieszczenie modelki plus size na majowej okładce, pisząc: "Przepraszam. Nie jest piękna. I żadna ilość autorytarnej tolerancji tego nie zmieni".
Za te i podobne posty Kolegium Psychologów nakazało Petersonowi odbycie szkolenia. Stwierdzono, że jeśli odmówi, może stracić licencję psychologa w Ontario.
Peterson odpowiedział w mediach społecznościowych w styczniu: "Aby wyjaśnić: zdecydowano: Albo poddam się przekwalifikowaniu w zakresie komunikacji w mediach społecznościowych, albo czeka mnie rozprawa dyscyplinarna i możliwe zawieszenie mojej licencji klinicznej oraz prawa do reprezentowania siebie jako psychologa".
Peterson złożył następnie sądową rewizję nakazu College of Psychologists of Ontario, argumentując, że organ ten nie ma kontroli nad jego politycznymi komentarzami w mediach społecznościowych.
To się jeszcze okaże, czy nie ma.
Budzi troskę, gdyż przebiera się w coraz bardziej błazeńskie łachy.
Marynary z ikonami świętych nie nazwałbym błazeńskiej ale...
(Paczpan, rzadko zdarza mi się nie znaleźć dobrego polskiego słowa ale tą razą nie mogłem.)
...tacky.
_"Tacky is slang. It is slang for classless, cheap, in poor taste, cheesy, mannerless, gauche and/or tawdry." _
Google
👣
🐾
🐾
Zły gust - powiedzmy.
👣
🐾
🐾
Bóg jako duch przygody. Książka Jordana Petersona przypomina zapomniane oblicze Boga
Konstanty Pilawa
07.08.2025 00:00 GN 32/2025
publikacja 07.08.2025 00:00
Jordan Peterson, jeden z najbardziej popularnych i kontrowersyjnych intelektualistów XXI wieku, przypomina chrześcijanom o zapomnianym przez nich obliczu Boga.
Ta książka przypomina, że zatraciliśmy dziś rozumienie Boga, który wystawia człowieka na próbę nie po to, by go złamać, ale by go wzmocnić. Carlos Osorio /Zuma Press/Forum
Po wielu latach obejrzałem ponownie „Króla Lwa” Disneya – film, który ma już 31 lat. Uderzyło mnie, jak głęboko chrześcijańskie jest to kino i jak silnie może wpływać na kształtowanie właściwych intuicji teologicznych u dzieci.
Mufasa i Aslan
Już w pierwszej scenie widzimy coś w rodzaju liturgii chrztu. Mały Simba – lwiątko i przyszły król afrykańskiej krainy – trzymany jest przez kapłana Rafikiego, który naznacza jego czoło sokiem z czerwonego owocu. W tle obserwujemy dumę w oczach jego ojca, majestatycznego Mufasy – dorosłego lwa i króla wszystkich zwierząt. Zwraca uwagę jego groźne oblicze, królewska godność i siła, połączone z łagodnością, czułością i dobrocią. Podobną postać stworzył C.S. Lewis w „Opowieściach z Narnii”. Aslan nie uchyla się przed walką, gdy jest konieczna, ale jednocześnie jego przyjaciele mogą przytulić się do jego bujnej grzywy zawsze, gdy tego potrzebują. W jego oczach mieszczą się równocześnie powaga i troska.
Oba te lwie oblicza to oczywiste alegorie chrześcijańskiego Boga. Zapadają w pamięć każdego dziecka, które się z nimi zetknęło. Budują teologiczne intuicje zgodne z prawdą o Panu, jaką głosi Kościół katolicki. Współcześnie jednak, zwłaszcza na sytym i wygodnym Zachodzie, chrześcijanie dostrzegają tylko jedną stronę Mufasy czy Aslana. Chętnie zapominamy o ich groźnej twarzy. Otoczeni drogimi przedmiotami, komfortem, pieniędzmi i wakacjami za granicą, trwamy w przekonaniu, że Bóg to raczej dobrotliwy terapeuta, opiekuńcza, delikatna dusza. Miłosierny towarzysz podróży, któremu można wypłakać się w ramionach i powierzyć swoje znerwicowane serce.
Jordan Peterson
Bóg przerażający, groźny, wymagający, wystawiający na próbę – to już nie jest nasz Bóg. Dla wielu wydaje się zbyt radykalny, nieco barbarzyński. Tymczasem wielką zasługą Jordana Petersona – kanadyjskiego psychologa i jednego z najgłośniejszych krytyków współczesnej cywilizacji – jest przypomnienie wcale niemarginalnego motywu teologicznego: Boga jako ducha przygody. W książce „My, którzy zmagamy się z Bogiem”, wydanej w 2024 roku, a niedawno opublikowanej po polsku, poznajemy różne oblicza – zwłaszcza starotestamentowego – Pana. Peterson pokazuje Go jako Stwórcę oddzielającego chaos od porządku, jako sprawiedliwego sędziego, pogromcę pychy, przeciwnika sił nieczystych. Moją uwagę szczególnie przyciągnęło oblicze Boga jako tego, który wzywa do przygody. Takiego właśnie Pana dziś najbardziej nam brakuje. Nie moralisty, nie czułego przewodnika, nie bezstronnego sędziego, lecz wymagającego Ojca, dzięki którego łasce mogę stawać się dojrzałym człowiekiem, zdolnym do konfrontacji z losem. Człowiekiem, który ufa swoim możliwościom, ale też z pokorą przyjmuje cierpienie, którego sens streszcza się w jednej, wiecznej prawdzie: wszystko, co rośnie, boli.
Abram
75-letni bogaty człowiek nagle zostaje wezwany przez Boga. Słyszy obietnicę, że stanie się ojcem wielkiego narodu. Abram wyrusza więc na spotkanie przygodzie. Idzie w nieznane, opuszcza wygodne życie i wyrusza w podróż pełną niebezpieczeństw i prób. Dla Petersona Bóg, który wzywa Abrama do wyruszenia w przygodę życia, jest również symbolem ojcostwa. Współcześnie, gdy zmagamy się z kryzysem rozumienia tego, kim mają być ojcowie i jakie miejsce mają zajmować w swoich rodzinach, takie opisy wydają się niezwykle potrzebne.
Kim jest więc ojciec w tej interpretacji? To — jak pisze Peterson — „głos popychający do podejmowania dobrowolnych wyzwań, który zachęca człowieka do rozwoju, dojrzewania, poszerzania horyzontów i wzrastania ku światłu — a wszystko po to, by mieć odwagę mierzyć się z wężami i stawiać czoła smokom”.
Bóg Ojciec, którego mamy naśladować, staje się w tej perspektywie symbolem męskości. Jako mężczyźni jesteśmy powołani do tego, by stawiać czoło przeciwnościom losu i być oparciem dla naszych rodzin.
Kluczowa jest tu także funkcja wychowawcza — mamy rozbudzać w naszych dzieciach aspiracje, zachęcać je do wysiłku, realizowania marzeń i podejmowania ryzyka. Uczyć, że to wszystko ma większą wartość niż wygodne bezpieczeństwo czy uleganie hedonizmowi.
W pułapce komfortu
Peterson dzieli się w swojej książce intuicją, która dotyka dziś samego sedna problemów z religią na Zachodzie. „Gdy człowiek wygodnie się mości, pławiąc się w luksusie, prawdziwa relacja z Bogiem wydaje się niemożliwa” — zauważa.
Używa przy tym bardzo trafnej metafory. Pyta: co dzieje się, gdy wszystkie potrzeby dziecka zostaną zaspokojone? Po prostu zapada ono w sen. Tak samo jest z dorosłym. Żyjąc w nadmiarze i komforcie, wpada w coś w rodzaju duchowej śpiączki. To dziś powszechne doświadczenie rodziców dorastających dzieci. Szybko pojawia się pytanie: po co nam religia, skoro mamy wszystko? Niedawno rozmawiałem z jednym ze świadomych i zaangażowanych katolickich ojców. Choć jest dobrze sytuowany i jego dzieciom niczego nie brakuje, to sam — jako odpowiedzialny tata — tworzy przestrzenie celowego, kontrolowanego niedostatku. A to wyjeżdża z rodziną na wakacje do lasu, gdzie przez kilka dni nie ma prądu; a to wprowadza zasadę całkowitego zakazu korzystania ze smartfonów — dzieci nie dostaną ich do rąk przed ukończeniem 16. roku życia. Całkiem poważnie myślę, że Jordan Peterson uznałby takie wychowanie za zbawienne — jako szansę na to, że dzieci wychowane w ten sposób nie będą się obrażały na Pana Boga.
Nie bez znaczenia jest również to, że Peterson — jako człowiek spoza Kościoła, a zarazem niezwykle popularny — odkrywa Biblię dla setek tysięcy osób na całym świecie jako duchowy i kulturowy fundament cywilizacji Zachodu. Jonathan Pageau trafnie porównał go do gargulca z fasady średniowiecznej katedry: nigdy nie wchodzi do środka, ale strzeże jej z zewnątrz.
Konstanty Pilawa – wiceprezes Klubu Jagiellońskiego. Współtwórca podcastu „Kultura poświęcona”. Stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.
Dobre. Widzisz drzwi i nie wiesz, co za nimi. Gnuśność podpowiada: nie otwieraj, ciągle żyjesz i lubisz to życie, nie wiadomo, co tam spotkasz. A Bóg mówi: otwieraj, bo taka jest moja wola. Cokolwiek cię spotka, chwała albo cierpienie, zbliży cię do mnie.