Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
Ale uwzględniasz w tym wątpieniu też to ile do systemu włożą ich dzieci po wejściu w dorosłość?
Albo i nie włożą, bo umrą, wyjadą albo będą nie płatnikami, ale beneficjentami netto (używając unijnej terminologii), czyli przez całe życie więcej wezmą zasiłków niż wpłacą podatków.
Wy operujecie na jakimś ultrauproszczonym modelu, wg którego z każdego dorosłego człowieka jest jednaki ekonomiczny pożytek, zawsze jest dla niego praca itd. W takim systemie macie rację, nie ma nic bardziej opłacalnego niż produkcja (słowo "produktywność" w tym kontekście nie ja pierwszy użyłem, więc ewentualne pretensje do kogo innego ) nowych dorosłych. Ale gospodarka jest bardziej złożona.
>
Ja bym wprowadził bykowe oraz coś analogicznego dla kobiet, jako dodatek zmienił system emerytalny i wprowadził że samotny bezdzietny dostaje od państwa jakiś zasiłek w rodzaju 1000 zł obecnie, rodzice jedynaków 2500, dopiero od 2 możesz dostać odłożoną emeryturę.
To > > >
Bezdzietność nie zawsze jest wynikiem egoizmu kobiet, często* (najczęściej?) wynika z defektu organizmu (bezpłodność).
Tak więc, karanie za bezdzietność byłoby dodatkową karą - oprócz tej, wymierzonej przez Boga (naturę) - wymierzoną przez ludzi.
>
Ale w powyższym rozumowaniu nie chodzi o szukanie winy osobistej u osób bezdzietnych, tylko o to, że bezdzietni mają wyższy status materialny, ponieważ nie ponoszą kosztów wychowania dzieci, a korzystają z pracy cudzych dzieci, więc powinni podzielić się swoimi dochodami z rodzinami z dziećmi.
Składki emerytalne nie zastąpią np. opieki w szpitalu czy innych czynności wymagajacych obecności drugiego człowieka.
Jeśli faktycznie mają lepszy status materialny, to płacą wyższe podatki, wyższe składki, które z kolei idą na rzeczy, z których oni nie korzystają - z pediatrii, porodówek, placów zabaw, bezpłatnej edukacji do studiów włącznie, 800+, funduszu alimentacyjnego itd.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
Bezdzietni zawsze będą nieporównywalnie mniej produktywni od posiadających dzieci, bo nie zostawiają po sobie kolejnych pokoleń.
Do dorobku ekonomicznego człowieka w oczywisty sposób przynależą wartości wypracowane przez kolejne generacje, które zapoczątkował.
Straty też? Świetny pomysł, jak czyjeś dziecko umrze 2 lata po wejściu na rynek pracy, niech oddaje 800+, wizyty lekarskie na koszt NFZ i koszt państwowej edukacji.
@trep powiedział(a):
Warto byłoby chyba przenieść ostatnich kilkadziesiąt wpisów do wątku o przyroście - "jest odbicie" czy jakoś tak.
Od siebie do spadku dzietności w PL dodam jeszcze dwa:
Dzisiaj do Dejdusi dzwoni jakaś koleżanka ws. zawodowych a przy okazji żali się, że musi jechać na ślub córki do jednej z europejskich stolic a już kilka lat temu była na ślubie drugiej w innej europejskiej stolicy. Te już Polaków nie urodzą.
Kolega jak tak pisze o emigracji, to pewnikiem aborcję popiera. Skąd wiem? Już było w tym wątku.
Problem potencjalnej separacji jest interesujący, o ile uznamy, że prawo ma być bardziej sprawiedliwe niż równe. W sytuacji społecznych skutków skłaniam się do równości, np alimenciarz dostaje 10 batów za każdy tysiąc zaległości, które państwo pokrywa z funduszu i nie ma znaczenia czy się uchylasz, czy jesteś biedny. Natomiast nie uzurpuję sobie przekonania o swojej wszechwiedzy w temacie tyleż ważnym co skomplikowanym. Moja wypowiedź była intuicją kierunkową, a nie procedurą wykonawczą.
Każde z rodziców opuszczające swoje dzieci powinno płacić alimenty. Kategoria – psi obowiązek. Żadna równość czy sprawiedliwość.
Nie o to pytałam i nigdzie nie powołałam się na kategorię biedy. Nie zbaczaj z tematu.
Natomiast co do problemu wątka, to według Ciebie – ma być odpowiedzialność zbiorowa. Od zawsze byłam jej przeciwniczką i tu zgody między nami nie będzie.
Zdaję sobie sprawę ze złożoności przyczyn braku potomstwa, od osób konsekrowanych przez przyczyny biologiczne na świadomych wyborach życiowych kończąc. Mam w takim układzie pytanie, jak wygląda statystyka skoro podnosisz to jako istotny argument?
Nie ma badań na temat przyczyn singielstwa. Co potwierdza moją opinię, że temat jest bardzo trudny do ujęć statystycznych. W mediach jest zalew wypowiedzi pt._ Jak to fajnie być singlem_, albo świadome decyzje o byciu singlem itp. Żadnych poważnych badań nie było i do tej pory nie ma.
Polecam ciekawy artykuł, a właściwie temat pracy magisterskiej https://opinieouczelniach.pl/artykul/modne-zycie-singielek-jaka-jest-prawda-o-nich/
Natomiast są badania nt liczb ludności (od 15 roku życia i powyżej) wg stanu cywilnego. Rzecz jasna np. 16-latki załapują się w kategorię „panien i kawalerów”, ale nie załapują się w kategorię „rozwodnicy” czy „wdowcy”. Z grubsza – jakoś się to wyrównuje.
Zatem:
„Struktura ludności według stanu cywilnego jest zróżnicowana w zależności od miejsca zamieszkania. Odsetek kawalerów na wsi jest większy niż w miastach (34,5% wobec 33,6%) odmiennie niż panien (które stanowią 23,1% kobiet na wsi oraz 25,6% w miastach).
Mieszkańcy wsi częściej niż mieszkańcy miast pozostają w związku małżeńskim (57,3% osób wobec 51,9%), a różnica ta jest widoczna szczególnie w przypadku kobiet (mężatki stanowią 57,4% kobiet na wsi wobec 49,9% w miastach).”
Na stronie (polecam!) https://spis.gov.pl/aktualnosci/ jest masa wiedzy o nas (2021 r.) zebranej w liczne tabele, wykresy i podsumowania. Na dodatek w porównaniu do roku 2011.
Są tam również dane dot. liczby dziatek, statusu finansowego, zatrudnienia itd., ale szukajcie sobie tego sami.
@ms.wygnaniec powiedział(a):
3. Nie wskazuję nikogo z niku imienia czy nazwiska w temacie posiadania potomstwa, wskazuje jedynie na potencjalnie godną potępienia, z punktu widzenia społeczeństwa, sytuację takich osób. Taka sytuacja może być zawiniona lub nie, to ma znaczenie dla oceny dalej osoby ale nie zmienia oceny sytuacji, w której się ktoś taki znajduje. To że ktoś uznał, że negatywnie oceniam wybory życiowe takich osób, jako rodzaj pasożytnictwa międzypokoleniowego nie robi na mnie wrażenia. Dana osoba mogła tak postępować, ja mam prawo tak oceniać jej wybory życiowe.
Przykre, ale na dodatek pachnie mi tu inżynierią społeczną. Masz kobieto rodzić dzieci, niezależnie od sytuacji życiowej…
Polecam film „Szwedzka teoria miłości”. Szwedki, (wyjątkowy odłam kobiet) dają radę. Bez męża, bez partnera nawet. Struktura społeczna (no i naturalny, dany od Boga instynkt macierzyński, któremu do tej pory nikt tu nie odważył się zaprzeczyć) są spełnione.
Samotne nauczycielki są samotnymi z powodu własnych wyborów życiowych, to cenne że się troszczysz o swoje koleżanki ale to nie zmienia mojej negatywnej oceny takich osób.
Że mnie pokusiło, żeby ciebie napisać „nauczycielki”. Ty wstaw tam sobie „lekarki”, reszta bez zmian.
Chociaż nie znam kilkunastu, to znam kilka i ich opinię o personelu szpitali („jeśli nie złapałaś męża na studiach, to w pracy tym bardziej).
A, inne tzw. babskie zawody tyż sobie możesz wstawić.
Napiszę ponownie, jeżeli jakaś kobieta czy mężczyzna jest starą panną czy starym kawalerem, to oznacza, że ktoś taki źle pokierował swoim życiem i staje się pasożytem społecznym, o ile nie bardzo zamożną osobą. Frazę 'nie trafiły na odpowiedniego partnera.' litościwie pominę.
Wyjątkowo wredne.
Guzik wiesz o przyczynach samotności.
Jak rozumiem, trwasz w przekonaniu wyrażanym w paskudnym porzekadle z czasów PRL-u, że „każda potwora znajdzie swego amatora”. Otóż po pierwsze nie każda, a po drugie – nawet wielu amatorów może nie nadawać się do wspólnego życia. Że temat miłości litościwie pominę.
Zasada „byle jaki, byle był” skutkuje gigantyczną liczbą rozwodów (w 2021 r. w Polsce prawie 2,5 miliona rozwodników).
I kto to taki, do cholery, pasożyt społeczny?! Może zdefiniuj, proszę.
@ms.wygnaniec powiedział(a):
6. W obecnych realiach emerytura otrzymwana od państwa jest rodzajem wsparcia dla osób starszych za przepracowane lata więc powinna być skorygowana o współczynnik dzietności, bo to młodsze pokolenia utrzymują starsze. Nie ma 'wypracowanej' emerytury, o ile nie zapewniło się kolejnych pokoleń do owego wypracowania! Tak wygląda system.
System wyciągał ode mnie spore pieniądze w trakcie mojej pracy zawodowej, utrzymując rzesze bywszych emerytów. Niech teraz wyciąga od następnych. Albo niech dba o szybszy rozwój kraju.
A ogólnie, to postulowane zmiany należy wprowadzić natychmiast, bo inaczej efekt kanapki spowoduje kolaps demograficzny w dramatycznym tempie.
Nie te postulowane przez Ciebie.
Polska być biedny kraj, umrzemy pod płotem. Ja na szczęście wcześniej.
@MarianoX powiedział(a):
Emblematyczny księdziuniu na białym koniu tudzież Massimo w Bugatti nie zawsze zajeżdza, podobnie jak przysłowiowa Miss Meksyku.
Problemat jest taki, że jeśli z założenia ewentualny mąż/żona ma powodować tzw. opad szczęki i paroksyzmy zazdrości koleżanek/kolegów to faktycznie pole wyboru drastycznie się zawęża.
A to już totalna bzdura.
Nie będę polemizować, bo nie ma z czym.
Dorzucę anegdotkę, która niejako potwierdzi kolegi opinię, ale dotyczy piętnastolatków
Zrobiłam swego czasu ankietę w klasie mat-fiz (bardzo duża przewaga chłopców).
Anonimowo, tylko z zaznaczeniem płci (czasy przedgenderowe:).
Uczniowie wymienili pięć cech, które powinna mieć przyszła ślubna osoba.
Otóż wszyscy chłopcy na pierwszym miejscu umieścili cechę: ŁADNA.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
Ale uwzględniasz w tym wątpieniu też to ile do systemu włożą ich dzieci po wejściu w dorosłość?
Albo i nie włożą, bo umrą, wyjadą albo będą nie płatnikami, ale beneficjentami netto (używając unijnej terminologii), czyli przez całe życie więcej wezmą zasiłków niż wpłacą podatków.
Wy operujecie na jakimś ultrauproszczonym modelu, wg którego z każdego dorosłego człowieka jest jednaki ekonomiczny pożytek, zawsze jest dla niego praca itd. W takim systemie macie rację, nie ma nic bardziej opłacalnego niż produkcja (słowo "produktywność" w tym kontekście nie ja pierwszy użyłem, więc ewentualne pretensje do kogo innego ) nowych dorosłych. Ale gospodarka jest bardziej złożona.
Patrząc z takiej perspektywy to w ogóle demografia czy socjologia są ultrauproszczone. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć. Ja przyjmuję, że zazwyczaj z człowieka jakiś pożytek jest, w każdym razie większy niż z nieistnienia człowieka. Zdarzają się oczywiście egzemplarze z oddziaływaniem ujemnym, ale tych jest raczej sporo mniej niż pierwszych (oczywiście we w miarę stabilnych, pokojowych warunkach). Rzecz jasna, są jednostki bardziej czy mniej produktywne czy wartościowe społecznie itd. ale nadal podstawowym warunkiem jest ich zaistnienie, przyjście na świat.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
Ale uwzględniasz w tym wątpieniu też to ile do systemu włożą ich dzieci po wejściu w dorosłość?
Albo i nie włożą, bo umrą, wyjadą albo będą nie płatnikami, ale beneficjentami netto (używając unijnej terminologii), czyli przez całe życie więcej wezmą zasiłków niż wpłacą podatków.
Wy operujecie na jakimś ultrauproszczonym modelu, wg którego z każdego dorosłego człowieka jest jednaki ekonomiczny pożytek, zawsze jest dla niego praca itd. W takim systemie macie rację, nie ma nic bardziej opłacalnego niż produkcja (słowo "produktywność" w tym kontekście nie ja pierwszy użyłem, więc ewentualne pretensje do kogo innego ) nowych dorosłych. Ale gospodarka jest bardziej złożona.
Patrząc z takiej perspektywy to w ogóle demografia czy socjologia są ultrauproszczone. 1. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć. Ja przyjmuję, że 2. zazwyczaj z człowieka jakiś pożytek jest, w każdym razie większy niż z nieistnienia człowieka. Zdarzają się oczywiście egzemplarze z oddziaływaniem ujemnym, ale tych jest raczej sporo mniej niż pierwszych (oczywiście we w miarę stabilnych, pokojowych warunkach). Rzecz jasna, są jednostki bardziej czy mniej produktywne czy wartościowe społecznie itd. ale nadal podstawowym warunkiem jest ich zaistnienie, przyjście na świat.
A ja wolę bazować na danych empirycznych. Kolejna odsłona 2,5 tysiącletniego sporu (albo dłuższego, ale kiedyś nie pisano),
No to refugees welcome, zgodnie z tym założeniem z każdego będzie raczej plus niż minus.
Dla mnie punktem wyjścia, jeśli chodzi o wysokość emerytur, powinna być gospodarka, a nie produkcja ludzi. Jeśli gospodarka będzie słabować to dodatkowi ludzie staną się tylko dodatkowym obciążeniem. Jeśli będzie hulać, to mniej ludzi zarobi więcej na osobę, a jeśli ich nie wystarczy, to przyjadą zarobkowi emigranci.
Wyżej @ms.wygnaniec pisze, że to "trzeba już", bo zaraz system się zawali. To samo pisano w latach 2005, 2007, 2015 r. Postulaty zazwyczaj spełniano (800+, wcześniej "duża" ulga na dzieci ... i inne), dzietność nie rosła wg oczekiwań. I co, był ten kolaps? Nie, były złote czasy gospodarki i złote czasy budżetu - aż do 2 katastrof zewnętrznych, ale które i gospodarka, i budżet przetrwały lepiej niż kiedyś mały (na świecie) kryzys przełomu wieków.
Więc oba "moje" scenariusze już przerabialiśmy empirycznie.
Co i tak nie zmieni sytuacji, że mniej niekoniecznie znaczy gorzej a więcej lepiej, że jako naród wymieramy. Będziemy się przerzucać argumentami za i przeciw i pomalutku-pocichutku nie będzie komu ich formułować w języku polskim.
Ale co ja tam wiem.
Z drugiej strony założenie że to co się teraz dzieje w rosji jest początkiem jej końca wcale widać tego nie oznacza.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
Ale uwzględniasz w tym wątpieniu też to ile do systemu włożą ich dzieci po wejściu w dorosłość?
Albo i nie włożą, bo umrą, wyjadą albo będą nie płatnikami, ale beneficjentami netto (używając unijnej terminologii), czyli przez całe życie więcej wezmą zasiłków niż wpłacą podatków.
Wy operujecie na jakimś ultrauproszczonym modelu, wg którego z każdego dorosłego człowieka jest jednaki ekonomiczny pożytek, zawsze jest dla niego praca itd. W takim systemie macie rację, nie ma nic bardziej opłacalnego niż produkcja (słowo "produktywność" w tym kontekście nie ja pierwszy użyłem, więc ewentualne pretensje do kogo innego ) nowych dorosłych. Ale gospodarka jest bardziej złożona.
Patrząc z takiej perspektywy to w ogóle demografia czy socjologia są ultrauproszczone. 1. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć. Ja przyjmuję, że 2. zazwyczaj z człowieka jakiś pożytek jest, w każdym razie większy niż z nieistnienia człowieka. Zdarzają się oczywiście egzemplarze z oddziaływaniem ujemnym, ale tych jest raczej sporo mniej niż pierwszych (oczywiście we w miarę stabilnych, pokojowych warunkach). Rzecz jasna, są jednostki bardziej czy mniej produktywne czy wartościowe społecznie itd. ale nadal podstawowym warunkiem jest ich zaistnienie, przyjście na świat.
A ja wolę bazować na danych empirycznych. Kolejna odsłona 2,5 tysiącletniego sporu (albo dłuższego, ale kiedyś nie pisano),
No to refugees welcome, zgodnie z tym założeniem z każdego będzie raczej plus niż minus.
Dla mnie punktem wyjścia, jeśli chodzi o wysokość emerytur, powinna być gospodarka, a nie produkcja ludzi. Jeśli gospodarka będzie słabować to dodatkowi ludzie staną się tylko dodatkowym obciążeniem. Jeśli będzie hulać, to mniej ludzi zarobi więcej na osobę, a jeśli ich nie wystarczy, to przyjadą zarobkowi emigranci.
Wyżej @ms.wygnaniec pisze, że to "trzeba już", bo zaraz system się zawali. To samo pisano w latach 2005, 2007, 2015 r. Postulaty zazwyczaj spełniano (800+, wcześniej "duża" ulga na dzieci ... i inne), dzietność nie rosła wg oczekiwań. I co, był ten kolaps? Nie, były złote czasy gospodarki i złote czasy budżetu - aż do 2 katastrof zewnętrznych, ale które i gospodarka, i budżet przetrwały lepiej niż kiedyś mały (na świecie) kryzys przełomu wieków.
Więc oba "moje" scenariusze już przerabialiśmy empirycznie.
To jest poniekąd kreowanie chochola, bo śmiertelność dzieci jest w Polsce bardzo niska. Podobnie niewielki jest odsetek ludzi, którzy się np. staczają i stają się obciążeniem dla społeczeństwa.
Wyzsza rozrodczość w oczywisty sposób wzmacnia ekonomicznie kazdy rozwiniety kraj i per saldo zawsze wychodzi na plus o czym dodatkowo świadczy ściąganie przez bogate państwa emigrantów z dziećmi.
Niska dzietność oznacza starzenie się społeczeństwa z lawinowo narastającymi ogromnymi problemami i rosnącym obciążeniem dla budżetu.
>
Ja bym wprowadził bykowe oraz coś analogicznego dla kobiet, jako dodatek zmienił system emerytalny i wprowadził że samotny bezdzietny dostaje od państwa jakiś zasiłek w rodzaju 1000 zł obecnie, rodzice jedynaków 2500, dopiero od 2 możesz dostać odłożoną emeryturę.
Bezdzietność nie zawsze jest wynikiem egoizmu kobiet, często* (najczęściej?) wynika z defektu organizmu (bezpłodność).
Tak więc, karanie za bezdzietność byłoby dodatkową karą - oprócz tej, wymierzonej przez Boga (naturę) - wymierzoną przez ludzi.
>
Ale w powyższym rozumowaniu nie chodzi o szukanie winy osobistej u osób bezdzietnych, tylko o to, że bezdzietni mają wyższy status materialny, ponieważ nie ponoszą kosztów wychowania dzieci, a korzystają z pracy cudzych dzieci, więc powinni podzielić się swoimi dochodami z rodzinami z dziećmi.
Składki emerytalne nie zastąpią np. opieki w szpitalu czy innych czynności wymagajacych obecności drugiego człowieka.
Jeśli faktycznie mają lepszy status materialny, to płacą wyższe podatki, wyższe składki, które z kolei idą na rzeczy, z których oni nie korzystają - z pediatrii, porodówek, placów zabaw, bezpłatnej edukacji do studiów włącznie, 800+, funduszu alimentacyjnego itd.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
W koniecznych zakupach bytowych, podatkach od wszystkich niezbędnych wydatków, vat i paliwie do dużego samochodu, zakupie i utrzymaniu większej nieruchomości itd...
>
Ja bym wprowadził bykowe oraz coś analogicznego dla kobiet, jako dodatek zmienił system emerytalny i wprowadził że samotny bezdzietny dostaje od państwa jakiś zasiłek w rodzaju 1000 zł obecnie, rodzice jedynaków 2500, dopiero od 2 możesz dostać odłożoną emeryturę.
Bezdzietność nie zawsze jest wynikiem egoizmu kobiet, często* (najczęściej?) wynika z defektu organizmu (bezpłodność).
Tak więc, karanie za bezdzietność byłoby dodatkową karą - oprócz tej, wymierzonej przez Boga (naturę) - wymierzoną przez ludzi.
>
Ale w powyższym rozumowaniu nie chodzi o szukanie winy osobistej u osób bezdzietnych, tylko o to, że bezdzietni mają wyższy status materialny, ponieważ nie ponoszą kosztów wychowania dzieci, a korzystają z pracy cudzych dzieci, więc powinni podzielić się swoimi dochodami z rodzinami z dziećmi.
Składki emerytalne nie zastąpią np. opieki w szpitalu czy innych czynności wymagajacych obecności drugiego człowieka.
Jeśli faktycznie mają lepszy status materialny, to płacą wyższe podatki, wyższe składki, które z kolei idą na rzeczy, z których oni nie korzystają - z pediatrii, porodówek, placów zabaw, bezpłatnej edukacji do studiów włącznie, 800+, funduszu alimentacyjnego itd.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
W koniecznych zakupach bytowych, podatkach od wszystkich niezbędnych wydatków, vat i paliwie do dużego samochodu, zakupie i utrzymaniu większej nieruchomości itd...
Jak ktoś ma duże auto i dużą nieruchomość, to nie czasem on jest bogaty, a nie ten z mniejszym autem i mniejszym domem?
Przecież wg zaprezentowanej przez @ms.wygnaniec teorii bezdzietni z natury są bogatsi, a wielodzietni z natury ubożsi. Więc konsekwentnie, w VAT też mniej płacą, mają mniejsze auta, mniejsze domy i mniej wydają, bo mają mniej kasy.
A czy to dobra teoria? Ano nie, bo zresztą żadna taka teoria nie jest dobra (dobra jest empiria), ale to z tego założenia wyprowadzono to rozumowanie.
Gdyby ktoś miał dużo niepotrzebnego czasu, to może zliczyć wszystko, wcale nie jestem pewien, że to wielodzietni dokładają do systemu.
Ale uwzględniasz w tym wątpieniu też to ile do systemu włożą ich dzieci po wejściu w dorosłość?
Albo i nie włożą, bo umrą, wyjadą albo będą nie płatnikami, ale beneficjentami netto (używając unijnej terminologii), czyli przez całe życie więcej wezmą zasiłków niż wpłacą podatków.
Wy operujecie na jakimś ultrauproszczonym modelu, wg którego z każdego dorosłego człowieka jest jednaki ekonomiczny pożytek, zawsze jest dla niego praca itd. W takim systemie macie rację, nie ma nic bardziej opłacalnego niż produkcja (słowo "produktywność" w tym kontekście nie ja pierwszy użyłem, więc ewentualne pretensje do kogo innego ) nowych dorosłych. Ale gospodarka jest bardziej złożona.
Patrząc z takiej perspektywy to w ogóle demografia czy socjologia są ultrauproszczone. 1. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć. Ja przyjmuję, że 2. zazwyczaj z człowieka jakiś pożytek jest, w każdym razie większy niż z nieistnienia człowieka. Zdarzają się oczywiście egzemplarze z oddziaływaniem ujemnym, ale tych jest raczej sporo mniej niż pierwszych (oczywiście we w miarę stabilnych, pokojowych warunkach). Rzecz jasna, są jednostki bardziej czy mniej produktywne czy wartościowe społecznie itd. ale nadal podstawowym warunkiem jest ich zaistnienie, przyjście na świat.
A ja wolę bazować na danych empirycznych. Kolejna odsłona 2,5 tysiącletniego sporu (albo dłuższego, ale kiedyś nie pisano),
No to refugees welcome, zgodnie z tym założeniem z każdego będzie raczej plus niż minus.
Dla mnie punktem wyjścia, jeśli chodzi o wysokość emerytur, powinna być gospodarka, a nie produkcja ludzi. Jeśli gospodarka będzie słabować to dodatkowi ludzie staną się tylko dodatkowym obciążeniem. Jeśli będzie hulać, to mniej ludzi zarobi więcej na osobę, a jeśli ich nie wystarczy, to przyjadą zarobkowi emigranci.
Wyżej @ms.wygnaniec pisze, że to "trzeba już", bo zaraz system się zawali. To samo pisano w latach 2005, 2007, 2015 r. Postulaty zazwyczaj spełniano (800+, wcześniej "duża" ulga na dzieci ... i inne), dzietność nie rosła wg oczekiwań. I co, był ten kolaps? Nie, były złote czasy gospodarki i złote czasy budżetu - aż do 2 katastrof zewnętrznych, ale które i gospodarka, i budżet przetrwały lepiej niż kiedyś mały (na świecie) kryzys przełomu wieków.
Więc oba "moje" scenariusze już przerabialiśmy empirycznie.
To jest poniekąd kreowanie chochola, bo śmiertelność dzieci jest w Polsce bardzo niska. Podobnie niewielki jest odsetek ludzi, którzy się np. staczają i stają się obciążeniem dla społeczeństwa.
Wyzsza rozrodczość w oczywisty sposób wzmacnia ekonomicznie kazdy rozwiniety kraj i per saldo zawsze wychodzi na plus o czym dodatkowo świadczy ściąganie przez bogate państwa emigrantów z dziećmi.
Niska dzietność oznacza starzenie się społeczeństwa z lawinowo narastającymi ogromnymi problemami i rosnącym obciążeniem dla budżetu.
Jak Kolega serio nie widzi zgrzytu między pierwszą a drugą częścią pogrubionego fragmentu, to proszę zrobić tak:
1. Sprawdzić w danych ONZ czy podobnych top 10 krajów z najwyższą dzietnością - dajmy na to 10 lat temu,
2. Sprawdzić ich wzrost gospodarczy od tego czasu do dziś i porównać np. z Polską czy Koreą Południową.
To wg Kolegi jest oczywiste, więc spodziewamy się 10 strzałów na 10. No nie będę taki złośliwy, 8.
Komentarz
@W_Nieszczególny powiedział(a):
Albo i nie włożą, bo umrą, wyjadą albo będą nie płatnikami, ale beneficjentami netto (używając unijnej terminologii), czyli przez całe życie więcej wezmą zasiłków niż wpłacą podatków.
Wy operujecie na jakimś ultrauproszczonym modelu, wg którego z każdego dorosłego człowieka jest jednaki ekonomiczny pożytek, zawsze jest dla niego praca itd. W takim systemie macie rację, nie ma nic bardziej opłacalnego niż produkcja (słowo "produktywność" w tym kontekście nie ja pierwszy użyłem, więc ewentualne pretensje do kogo innego
) nowych dorosłych. Ale gospodarka jest bardziej złożona.
Straty też? Świetny pomysł, jak czyjeś dziecko umrze 2 lata po wejściu na rynek pracy, niech oddaje 800+, wizyty lekarskie na koszt NFZ i koszt państwowej edukacji.
Kolega jak tak pisze o emigracji, to pewnikiem aborcję popiera. Skąd wiem? Już było w tym wątku.
Będzie po kolei (o ile dam radę)
Każde z rodziców opuszczające swoje dzieci powinno płacić alimenty. Kategoria – psi obowiązek. Żadna równość czy sprawiedliwość.
Nie o to pytałam i nigdzie nie powołałam się na kategorię biedy. Nie zbaczaj z tematu.
Natomiast co do problemu wątka, to według Ciebie – ma być odpowiedzialność zbiorowa. Od zawsze byłam jej przeciwniczką i tu zgody między nami nie będzie.
Nie ma badań na temat przyczyn singielstwa. Co potwierdza moją opinię, że temat jest bardzo trudny do ujęć statystycznych. W mediach jest zalew wypowiedzi pt._ Jak to fajnie być singlem_, albo świadome decyzje o byciu singlem itp. Żadnych poważnych badań nie było i do tej pory nie ma.
Polecam ciekawy artykuł, a właściwie temat pracy magisterskiej https://opinieouczelniach.pl/artykul/modne-zycie-singielek-jaka-jest-prawda-o-nich/
Natomiast są badania nt liczb ludności (od 15 roku życia i powyżej) wg stanu cywilnego. Rzecz jasna np. 16-latki załapują się w kategorię „panien i kawalerów”, ale nie załapują się w kategorię „rozwodnicy” czy „wdowcy”. Z grubsza – jakoś się to wyrównuje.
Zatem:
„Struktura ludności według stanu cywilnego jest zróżnicowana w zależności od miejsca zamieszkania. Odsetek kawalerów na wsi jest większy niż w miastach (34,5% wobec 33,6%) odmiennie niż panien (które stanowią 23,1% kobiet na wsi oraz 25,6% w miastach).
Mieszkańcy wsi częściej niż mieszkańcy miast pozostają w związku małżeńskim (57,3% osób wobec 51,9%), a różnica ta jest widoczna szczególnie w przypadku kobiet (mężatki stanowią 57,4% kobiet na wsi wobec 49,9% w miastach).”
I w liczbach sumarycznie:
Wyszczególnienie 2021 r.
Ogółem 32098,3 tys 100,0%
Kawalerowie, panny 9330,7 tys 29,1%
Żonaci, zamężne 17339,0 tys 54,0%
Wdowcy, wdowy 2737,1 tys 8,5%
Rozwiedzeni, rozwiedzione 2442,9 tys 7,6%
Nieustalony 248,6 tys 0,8%
https://stat.gov.pl/spisy-powszechne/nsp-2021/nsp-2021-wyniki-wstepne/nsp-2021-wyniki-wstepne-informacja-sygnalna,7,1.html
Na stronie (polecam!) https://spis.gov.pl/aktualnosci/ jest masa wiedzy o nas (2021 r.) zebranej w liczne tabele, wykresy i podsumowania. Na dodatek w porównaniu do roku 2011.
Są tam również dane dot. liczby dziatek, statusu finansowego, zatrudnienia itd., ale szukajcie sobie tego sami.
Przykre, ale na dodatek pachnie mi tu inżynierią społeczną. Masz kobieto rodzić dzieci, niezależnie od sytuacji życiowej…
Polecam film „Szwedzka teoria miłości”. Szwedki, (wyjątkowy odłam kobiet) dają radę. Bez męża, bez partnera nawet. Struktura społeczna (no i naturalny, dany od Boga instynkt macierzyński, któremu do tej pory nikt tu nie odważył się zaprzeczyć) są spełnione.
Że mnie pokusiło, żeby ciebie napisać „nauczycielki”. Ty wstaw tam sobie „lekarki”, reszta bez zmian.
Chociaż nie znam kilkunastu, to znam kilka i ich opinię o personelu szpitali („jeśli nie złapałaś męża na studiach, to w pracy tym bardziej).
A, inne tzw. babskie zawody tyż sobie możesz wstawić.
Wyjątkowo wredne.
Guzik wiesz o przyczynach samotności.
Jak rozumiem, trwasz w przekonaniu wyrażanym w paskudnym porzekadle z czasów PRL-u, że „każda potwora znajdzie swego amatora”. Otóż po pierwsze nie każda, a po drugie – nawet wielu amatorów może nie nadawać się do wspólnego życia. Że temat miłości litościwie pominę.
Zasada „byle jaki, byle był” skutkuje gigantyczną liczbą rozwodów (w 2021 r. w Polsce prawie 2,5 miliona rozwodników).
I kto to taki, do cholery, pasożyt społeczny?! Może zdefiniuj, proszę.
System wyciągał ode mnie spore pieniądze w trakcie mojej pracy zawodowej, utrzymując rzesze bywszych emerytów. Niech teraz wyciąga od następnych. Albo niech dba o szybszy rozwój kraju.
Nie te postulowane przez Ciebie.
Polska być biedny kraj, umrzemy pod płotem. Ja na szczęście wcześniej.
A to już totalna bzdura.
Nie będę polemizować, bo nie ma z czym.
Dorzucę anegdotkę, która niejako potwierdzi kolegi opinię, ale dotyczy piętnastolatków
Zrobiłam swego czasu ankietę w klasie mat-fiz (bardzo duża przewaga chłopców).
Anonimowo, tylko z zaznaczeniem płci (czasy przedgenderowe:).
Uczniowie wymienili pięć cech, które powinna mieć przyszła ślubna osoba.
Otóż wszyscy chłopcy na pierwszym miejscu umieścili cechę: ŁADNA.
Suodkie, nieprawdaż?
Patrząc z takiej perspektywy to w ogóle demografia czy socjologia są ultrauproszczone. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć. Ja przyjmuję, że zazwyczaj z człowieka jakiś pożytek jest, w każdym razie większy niż z nieistnienia człowieka. Zdarzają się oczywiście egzemplarze z oddziaływaniem ujemnym, ale tych jest raczej sporo mniej niż pierwszych (oczywiście we w miarę stabilnych, pokojowych warunkach). Rzecz jasna, są jednostki bardziej czy mniej produktywne czy wartościowe społecznie itd. ale nadal podstawowym warunkiem jest ich zaistnienie, przyjście na świat.
Dla mnie punktem wyjścia, jeśli chodzi o wysokość emerytur, powinna być gospodarka, a nie produkcja ludzi. Jeśli gospodarka będzie słabować to dodatkowi ludzie staną się tylko dodatkowym obciążeniem. Jeśli będzie hulać, to mniej ludzi zarobi więcej na osobę, a jeśli ich nie wystarczy, to przyjadą zarobkowi emigranci.
Wyżej @ms.wygnaniec pisze, że to "trzeba już", bo zaraz system się zawali. To samo pisano w latach 2005, 2007, 2015 r. Postulaty zazwyczaj spełniano (800+, wcześniej "duża" ulga na dzieci ... i inne), dzietność nie rosła wg oczekiwań. I co, był ten kolaps? Nie, były złote czasy gospodarki i złote czasy budżetu - aż do 2 katastrof zewnętrznych, ale które i gospodarka, i budżet przetrwały lepiej niż kiedyś mały (na świecie) kryzys przełomu wieków.
Więc oba "moje" scenariusze już przerabialiśmy empirycznie.
Co i tak nie zmieni sytuacji, że mniej niekoniecznie znaczy gorzej a więcej lepiej, że jako naród wymieramy. Będziemy się przerzucać argumentami za i przeciw i pomalutku-pocichutku nie będzie komu ich formułować w języku polskim.
Ale co ja tam wiem.
Z drugiej strony założenie że to co się teraz dzieje w rosji jest początkiem jej końca wcale widać tego nie oznacza.
.
To jest poniekąd kreowanie chochola, bo śmiertelność dzieci jest w Polsce bardzo niska. Podobnie niewielki jest odsetek ludzi, którzy się np. staczają i stają się obciążeniem dla społeczeństwa.
Wyzsza rozrodczość w oczywisty sposób wzmacnia ekonomicznie kazdy rozwiniety kraj i per saldo zawsze wychodzi na plus o czym dodatkowo świadczy ściąganie przez bogate państwa emigrantów z dziećmi.
Niska dzietność oznacza starzenie się społeczeństwa z lawinowo narastającymi ogromnymi problemami i rosnącym obciążeniem dla budżetu.
W koniecznych zakupach bytowych, podatkach od wszystkich niezbędnych wydatków, vat i paliwie do dużego samochodu, zakupie i utrzymaniu większej nieruchomości itd...
Jak ktoś ma duże auto i dużą nieruchomość, to nie czasem on jest bogaty, a nie ten z mniejszym autem i mniejszym domem?
Przecież wg zaprezentowanej przez @ms.wygnaniec teorii bezdzietni z natury są bogatsi, a wielodzietni z natury ubożsi. Więc konsekwentnie, w VAT też mniej płacą, mają mniejsze auta, mniejsze domy i mniej wydają, bo mają mniej kasy.
A czy to dobra teoria? Ano nie, bo zresztą żadna taka teoria nie jest dobra (dobra jest empiria), ale to z tego założenia wyprowadzono to rozumowanie.
Jak Kolega serio nie widzi zgrzytu między pierwszą a drugą częścią pogrubionego fragmentu, to proszę zrobić tak:
1. Sprawdzić w danych ONZ czy podobnych top 10 krajów z najwyższą dzietnością - dajmy na to 10 lat temu,
2. Sprawdzić ich wzrost gospodarczy od tego czasu do dziś i porównać np. z Polską czy Koreą Południową.
To wg Kolegi jest oczywiste, więc spodziewamy się 10 strzałów na 10. No nie będę taki złośliwy, 8.