Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać od przytoczenia tej opowieści.
Sąsiad mi opowiadał, że nowy probosz chodząc po kolędzie, poznając parafian, dowiedział się od jednej parafianki, że studnia jej wysycha. Kobita mieszka na 20 metrach w domu, gdzie dźwi mają 1,60 wysokości, a strop 1,85 m. w jednoizbowym mieszkaniu. Ogrzewa je kuchnią kaflową. Studnia była już pogłębiana ale teraz znowu są kłopoty z nabieraniem wody. Kobita ma jakąś emeryturę, która nie pozwala jej na żadne ponadstandardowe wydatki.
Jakiś koleś wpłacił kilka tysi na konto parafii z przeznaczeniem na pomoc charytatywną. Probosz mu powiedział, że może by tej kobicie pogłębić studnię a może jej przyłącze wody zrobić. Sąsiad zbadał sprawę i okazało się, że sąsiadowi tej kobity też wyschła studnia, więc pogłębienie nie zadziała. Trzeba zrobić przyłącze.
Zadzwonił do urzędu, żeby sprawdzić, z czym się wiąże to przyłącze. Spytali go o nr działki, a on nie znał, znał tylko adres. Chcieli go z buta potraktować:
-- Jagto? Nie zna pan numeru działki?
-- Ano nie znam, gdyż to parafia ma zamiar sprawę przeprowadzić charytatywnie.
Jak to w urzędzie usłyszeli, wszystko było na poduszkach. Sprawy, na które tam czekano tygodniami były załatwiane z dnia na dzień, na poduszkach.
Od studzienki do domu było ca 50 m. Pani kerownik pedziała, że to (przyłącze od studzienki do domu) będzie zrobione gratis. Powiedziała, że trzeba tylko kupić materiały i podała w której hurtowni. Sąsiad poszedł do tej hurtowni, opowiedział historię a właściciel na to:
-- To ja dam materiały za pół ceny. Już się robiło take rzeczy.
Sąsiad za piniondze parafii nabył potrzebne rzeczy, w tym przepływowy ogrzewacz. Kobita, która nigdy w życiu nie miała wody w chałpie, teraz ma bieżącą i ciepłą.
O całej historii dowiedziała się moja kochana żona, która postanowiła w tym roku zrobić darmowe badania dla parafian. W tym celu swoim staraniem załatwiła za darmo aparat, wyposażenie gabinetu (od firmy - dystrybutora aparatów). Przygotowała treść ogłoszenia na stronę parafii, przygotowała i rozwiesiła treść ogłoszenia do kruchty. W przedświąteczną niedzielę po wszystkich Mszach robiła zapisy na badania. Przygotowała gabinet. Utworzyła w ms excel wzór graficzny opisu. Wzięła wolne z roboty i od ostatniej soboty to dziś dzień w dzień przyjmowała parafian i robiła im darmowe badania w parafialnej świetlicy..
Żona zaprosiła panią kerownik z urzędu i jej podwładnych robiących przyłącze na te badania. Bardzo chętnie skorzystali, gdyż było wśród nich paru onko pacjentów. Udało się wyjaśnić jakiś problem, którego przyczyny nikt nie był w stanie zdiagnozować.
No, w ogóle wykryła kilkanaście zmian w tym kilka raków we wczesnym stadium (czyli można powiedzieć, że uratowała kilku osobom życie).
Tak się toczy życie na wsi.
W całej sprawie nik nikogo nie zabił, nie pobił, nie okrat, więc pewnie w tv tego nie będzie.
Jeden z parafian po wyjściu z badania przyklęknął przed figurą Maryi i modlił się tam doś długo.
Biskup gdański udziela osobom przebywającym w tamtejszej archidiecezji suspensy w piątek w oktawie Bożego Ciała. Można żreć mięcho. Warunkiem jest odmówienie Modlitwy Pańskiej w intencji powołań kapłańskich.
@trep powiedział(a):
Biskup gdański udziela osobom przebywającym w tamtejszej archidiecezji suspensy w piątek w oktawie Bożego Ciała. Można żreć mięcho. Warunkiem jest odmówienie Modlitwy Pańskiej w intencji powołań kapłańskich.
@trep powiedział(a):
Biskup gdański udziela osobom przebywającym w tamtejszej archidiecezji suspensy w piątek w oktawie Bożego Ciała. Można żreć mięcho. Warunkiem jest odmówienie Modlitwy Pańskiej w intencji powołań kapłańskich.
U mnie w parafii tak samo, dla wszystkich. No i ?
Co no i? Dobrą wieść podałem trójmieszczaną, gdyby ktoś nie wiedział. Byłem przypadkiem na Mszy w Gdyni i słyszałem.
W Krakowie i Tarnowie na gryllach tylko pieczarki z ricottą,”steki” z kalfiora w glazurze curry, do tego pstrąg na maśle koperkowym. Sałatek nie ma bo arbuzy i czereśnie zapewniają błonnik.
@Pani_Łyżeczka powiedział(a):
W Krakowie i Tarnowie na gryllach tylko pieczarki z ricottą,”steki” z kalfiora w glazurze curry, do tego pstrąg na maśle koperkowym. Sałatek nie ma bo arbuzy i czereśnie zapewniają błonnik.
Spoko. Dyspensa nie oznacza nakazu jedzenia mięsa ;-) Nas poczęstowali wczoraj wieczorem teściowie Grześka mięsną obiadokolacją i zjedlismy "o nic nie pytając dla spokoju sumienia" a potem przeczytałem że w diecezji drohiczyńskiej też jest dyspensa.
Miejmy nadzieję że paluszki to tylko początek budowania świadomości konsumenckiej Polaków.
"Paluszki Beskidzie - Polska firma, którą warto wspierać. Aksam, rodzinna firma założona w 1993 roku w Osieku nie zwolniła pracowników i wypłacała pensje nawet po tym, jak w pożarze spłonęła hala produkcyjna.
Po 8 miesiącach kultowe paluszki serowo-cebulowe wróciły do sprzedaży, a na opakowaniach pojawił się napis: "Dziękujemy, że czekaliście"
"Przez długie miesiące otrzymywaliśmy od konsumentów setki wiadomości z pytaniami o ich powrót. Te słowa wsparcia i tęsknoty były dla nas niezwykle ważne – dawały motywację do działania w jednym z najtrudniejszych momentów w historii firmy. Dziś z dumą możemy ogłosić, że pod koniec marca 2025 roku produkcja została wznowiona, a od kwietnia paluszki stopniowo wracają na sklepowe półki w całej Polsce" - przekazała firma, która jest bardzo wdzięczna klientom."
„Ja Zygmunt Warszawer nie podaję nikogo z Polaków, którzy pomagali mi przeżyć. Wyskoczyłem z pociągu jadącego do Treblinki na spalenie, w pociągu został uduszony mój dzieciak. Zaszedłem do gospodarzy Pielaczki, przetrzymał mnie 4 dni i potem chodziłem od wioski do wioski: Kornacice, Gończyce, Leokadia, Sośninki, Łaskarzew, Izdebko i wsie: Zygmunty, Romanów. Ci wszyscy ludzie mi pomogli. Nikogo nie podałem do nagrody, bo Ameryka by zbankrutowała. Co dzień byłem na innej łasce”. (nie zbankrutowałaby, dużo oszczędziła w latach wojny, odmawiając im pomocy i ze zdumiewającym spokojem, mordowaniu się przyglądając -D.B.)
Pan Zygmunt Warszawer (na zdjęciu) przez 26 miesięcy ukrywany przez wielu Polaków w kilku wsiach…
Nigdy o tym nie zapomniał, do końca życia wspierał materialnie swoich wybawców…a pierwsze zarobione pieniądze przekazał na odbudowę kościoła. W 1949 roku powiedział :
„Tylu Żydów zapisało się do UB i milicji. Ludzie czemu to robicie!? Do czego wam to potrzebne? Chcecie bić i zabijać ludzi – to jedźcie do Izraela! Chcesz być jakimś pułkownikiem albo w rządzie? To rób to w swoim kraju a nie tu”.
Zygmunt-Srul Warszawer urodził się w Łaskarzewie w 1906 lub 1907 roku.
Był Żydem. Ojciec Srula, pobożny i poważany, miał piętrowy dom w rynku, rzeźnię i sklep. Handlował z dziedzicami, chłopami i na jarmarkach. Był prezesem gminy żydowskiej a także, wybranym radnym w Urzędzie miejskim głosami Żydów i chrześcijan. Srul od bardzo młodych lat zaczął jeździć po wsiach, co umożliwiało mu poznanie chłopów. „Byłem ich ulubiony” – wspominał. ” Moje słowo było święte i oni o tym wiedzieli. Nie oszukiwałem nigdy i dawałem uczciwe ceny”. Pożyczał także pieniądze bez lichwy, a kiedy nie mogli oddać, co zdarzało się często, bo ludzie w tych okolicach byli biedni, długo prolongował, bywało że w nieskończoność. Do wybuchu II wojny światowej Srul żył i pracował w swoim rodzinnym mieście. Jeździł po wsiach i poznawał okoliczną ludność. Tu założył swoją rodzinę, ożenił się, miał dwoje dzieci: córeczkę i syna.
Wszystko zmieniło się we wrześniu 1939 roku. Wojna dla Srula to okres ciągłej ucieczki, ciągłego ukrywania się, walki o byt. Właśnie w tym okresie pomogła mu znajomość okolic Łaskarzewa i pobliskich wsi, dobre stosunki z chłopami, ale przede wszystkim życzliwość i dobra wola Polaków.
Zaczęło się na początku wojny. Po raz pierwszy uratował Srulowi życie przedwojenny komendant policji Smarzewski. Do miasta przyjechały dwa samochody z niemieckimi żandarmami. Wzięli 28 Żydów, wśród nich Warszawera. Komendant policji spytał się Niemców ” to i Polaków zabieracie?”. Niemcy na to ze nie. Wtedy komendant wskazał na Warszawera i powiedział: ” A to jest Polak”. Wtedy Niemcy kazali wystąpić z szeregu Srulowi, i odjechali w stronę Pilczyna. Po kilku godzinach chłop przybyły ze wsi Kacprówek powiedział, że Niemcy zabili wszystkich Żydów z transportu.
W listopadzie 1941 roku Niemcy utworzyli getto w Łaskarzewie. Po jego likwidacji w październiku 1942 roku Warszawer wraz ze swoim synkiem schronił się w obozie pracy w Wildze. Po zapoznaniu się z sytuacją niestety i stamtąd musiał uciekać. Wtedy po raz drugi z pomocą przyszedł mu komendant policji Smarzewski. Ukrył go wraz z czteroletnim synkiem.
Niedługo potem Warszawer wraz ze swoim synkiem dowiedziawszy się, że część Żydów z Łaskarzewa znajduje się w getcie w Sobolewie, udaje się tam i odnalazłszy rodzinę zostawia synka pod jej opieką a sam udaje się po żywność. Udawał się po żywność, której tak bardzo brakowało w getcie. Nocami Warszawer wędrował starym szlakiem po wsiach i dworach. Kupował bydło, zarzynał je, ćwiartował. Część zanosił do getta, część oddawał handlarzom, którzy przemycali mięso do Warszawy. Po rodzinę przyszedł pewnej soboty 1943 roku, kiedy dowiedział się, że w najbliższych dniach mają wszystkich wywieźć do obozu śmierci. Wszedł, lecz już nie wyszedł. W godzinę po nim przyjechało gestapo i szczelnie obstawiło cały teren.
Warszawera wraz z innymi Żydami zapędzono do ciasnych wagonów. To miała być jego ostatnia podróż, podróż na śmierć. Tak jednak się nie stało. Kiedy synek Srula udusił się z braku powietrza zdesperowany Żyd wyskoczył z pociągu. Następnie położył się nieruchomo na ziemi i czekał, aż Niemcy przestaną strzelać, aż pociąg odjedzie, i odjechał. Był znowu cudem ocalony.
Wymęczony doszedł do wsi Przyłęk, gdzie miejscowy chłop (Pielecki) udzielił mu schronienia i pomocy. Gdy nieco ozdrowiał i doszedł do sił poszedł do następnego gospodarza, potem dalej – od sąsiada do sąsiada, od wsi do wsi.
Tak zaczęło się wielkie wędrowanie. Chodził zawsze sam. Ukrywał się przez 26 miesięcy, nieustannie wędrując pomiędzy lasem, polem, chałupą, stodołą. Krążył tak między kilkunastoma wsiami w trójkącie Łaskarzew – Sobolew – Wilga odwiedzając każde gospodarstwo.
Po wojnie osiadł w Warszawie, gdzie prowadził sklep mięsny. Często odwiedzał Łaskarzew, był z nim mocno związany. Świadczy o tym między innymi fakt, że pierwsze zarobione pieniądze dał na odbudowę zniszczonego Kościoła w Łaskarzewie. Był wdzięczny ludziom za okazaną pomoc i pomagał im materialnie. Został fundatorem tablicy pamiątkowej na cmentarzu żydowskim oraz inicjatorem ogrodzenia zniszczonego przez Niemców cmentarza żydowskiego.
Zygmunt – Srul Warszawer zmarł 25 lutego 1997 roku. Jego pogrzeb odbył się w Warszawie 27 lutego 1997 roku na cmentarzu żydowskim przy ulicy Okopowej. W pogrzebie wzięło udział ponad 250 osób, w tym 4 księży katolickich.
Jest też http://m.in. wielką zasługą śp. Tomasza Strzembosza, który – polemizując z rewelacjami prof. Jana T. Grossa – stwierdzał swego czasu, że pomoc Żydom była wpisana przez Polskie Państwo Podziemne w jego zadania, że ścigano z urzędu szmalcowników, podobnie jak inne kategorie kolaborantów z Niemcami. A Polaków niosących pomoc Żydom, szczególnie w latach 1942–1945, mogło być milion i więcej. Jeszcze więcej osób wiedziało, i mimo niebezpieczeństwa nie tylko nie donosiło na współtowarzyszy okupacyjnej niedoli, ale i wzajemnie się wspierało, informując o ewentualnym nadchodzącym niebezpieczeństwie. W relacjach Polaków bardzo często pobrzmiewa to zdanie – klucz do zrozumienia skomplikowanych relacji polsko-żydowskich w czasie wojny: „nie znałam rodziny, w której by nie przechowywano Żydów."
Komentarz
Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać od przytoczenia tej opowieści.
Sąsiad mi opowiadał, że nowy probosz chodząc po kolędzie, poznając parafian, dowiedział się od jednej parafianki, że studnia jej wysycha. Kobita mieszka na 20 metrach w domu, gdzie dźwi mają 1,60 wysokości, a strop 1,85 m. w jednoizbowym mieszkaniu. Ogrzewa je kuchnią kaflową. Studnia była już pogłębiana ale teraz znowu są kłopoty z nabieraniem wody. Kobita ma jakąś emeryturę, która nie pozwala jej na żadne ponadstandardowe wydatki.
Jakiś koleś wpłacił kilka tysi na konto parafii z przeznaczeniem na pomoc charytatywną. Probosz mu powiedział, że może by tej kobicie pogłębić studnię a może jej przyłącze wody zrobić. Sąsiad zbadał sprawę i okazało się, że sąsiadowi tej kobity też wyschła studnia, więc pogłębienie nie zadziała. Trzeba zrobić przyłącze.
Zadzwonił do urzędu, żeby sprawdzić, z czym się wiąże to przyłącze. Spytali go o nr działki, a on nie znał, znał tylko adres. Chcieli go z buta potraktować:
-- Jagto? Nie zna pan numeru działki?
-- Ano nie znam, gdyż to parafia ma zamiar sprawę przeprowadzić charytatywnie.
Jak to w urzędzie usłyszeli, wszystko było na poduszkach. Sprawy, na które tam czekano tygodniami były załatwiane z dnia na dzień, na poduszkach.
Od studzienki do domu było ca 50 m. Pani kerownik pedziała, że to (przyłącze od studzienki do domu) będzie zrobione gratis. Powiedziała, że trzeba tylko kupić materiały i podała w której hurtowni. Sąsiad poszedł do tej hurtowni, opowiedział historię a właściciel na to:
-- To ja dam materiały za pół ceny. Już się robiło take rzeczy.
Sąsiad za piniondze parafii nabył potrzebne rzeczy, w tym przepływowy ogrzewacz. Kobita, która nigdy w życiu nie miała wody w chałpie, teraz ma bieżącą i ciepłą.
O całej historii dowiedziała się moja kochana żona, która postanowiła w tym roku zrobić darmowe badania dla parafian. W tym celu swoim staraniem załatwiła za darmo aparat, wyposażenie gabinetu (od firmy - dystrybutora aparatów). Przygotowała treść ogłoszenia na stronę parafii, przygotowała i rozwiesiła treść ogłoszenia do kruchty. W przedświąteczną niedzielę po wszystkich Mszach robiła zapisy na badania. Przygotowała gabinet. Utworzyła w ms excel wzór graficzny opisu. Wzięła wolne z roboty i od ostatniej soboty to dziś dzień w dzień przyjmowała parafian i robiła im darmowe badania w parafialnej świetlicy..
Żona zaprosiła panią kerownik z urzędu i jej podwładnych robiących przyłącze na te badania. Bardzo chętnie skorzystali, gdyż było wśród nich paru onko pacjentów. Udało się wyjaśnić jakiś problem, którego przyczyny nikt nie był w stanie zdiagnozować.
No, w ogóle wykryła kilkanaście zmian w tym kilka raków we wczesnym stadium (czyli można powiedzieć, że uratowała kilku osobom życie).
Tak się toczy życie na wsi.
W całej sprawie nik nikogo nie zabił, nie pobił, nie okrat, więc pewnie w tv tego nie będzie.
Jeden z parafian po wyjściu z badania przyklęknął przed figurą Maryi i modlił się tam doś długo.
.
.
Mini reportażyk - to, co kocham.
Ale dlaczego nie w specjalnym do tego wątku? https://excathedra.pl/discussion/12565/mini-reportaze-obrazki-z-zycia#latest
Nie mogę przenieść, ale może ktoś z Adminów da radę?
A, no i jeszcze probosz odprawi Mszę w intencji tych pracowników wodociągów, którzy włączyli się w pomoc.
Chwałcia!
Niech żyją!
Nie każdy tam zagląda, to tutej ogłaszam.
https://excathedra.pl/discussion/comment/550950/#Comment_550950
Biskup gdański udziela osobom przebywającym w tamtejszej archidiecezji suspensy w piątek w oktawie Bożego Ciała. Można żreć mięcho. Warunkiem jest odmówienie Modlitwy Pańskiej w intencji powołań kapłańskich.
U mnie w parafii tak samo, dla wszystkich. No i ?
Można żreć mięcho. Dobrze, bo zostały mi jeszcze kotlety z obiadu.
Co no i? Dobrą wieść podałem trójmieszczaną, gdyby ktoś nie wiedział. Byłem przypadkiem na Mszy w Gdyni i słyszałem.
A można nie żryć?
Bo jutro graduation córki na uniwerku z rańca a potem kolacja u nasz i same ryby, owoce morza i inne jarskie frykasy Tereska bedzie serwować.
👣
🐾
🐾
W Krakowie i Tarnowie na gryllach tylko pieczarki z ricottą,”steki” z kalfiora w glazurze curry, do tego pstrąg na maśle koperkowym. Sałatek nie ma bo arbuzy i czereśnie zapewniają błonnik.
Powiadam wam asceza ….🤣🤣🤣
Ktoś wie, jak w Szczecinie?
No i narobiła mię Koleżanka smaku...
Chyba dyspensy.
Suspensy też może udzielić, ale nie jest to powód do jedzenia mięsa :-)
Wczoraj w pracy, dzisiaj w pracy i nic nie wiedziałem...
....skaranie z tymy klechamy....pościłem dzisiaj ...
Niczym Himilsbach z tym angielskim!
ja też wczoraj w pracy, zjadłem hinduskiego kalafiora w panierce, ważne, że łomża uzupełniła brakujące kalorie
Spoko. Dyspensa nie oznacza nakazu jedzenia mięsa ;-) Nas poczęstowali wczoraj wieczorem teściowie Grześka mięsną obiadokolacją i zjedlismy "o nic nie pytając dla spokoju sumienia" a potem przeczytałem że w diecezji drohiczyńskiej też jest dyspensa.
.
Miejmy nadzieję że paluszki to tylko początek budowania świadomości konsumenckiej Polaków.
"Paluszki Beskidzie - Polska firma, którą warto wspierać. Aksam, rodzinna firma założona w 1993 roku w Osieku nie zwolniła pracowników i wypłacała pensje nawet po tym, jak w pożarze spłonęła hala produkcyjna.
Po 8 miesiącach kultowe paluszki serowo-cebulowe wróciły do sprzedaży, a na opakowaniach pojawił się napis: "Dziękujemy, że czekaliście"
"Przez długie miesiące otrzymywaliśmy od konsumentów setki wiadomości z pytaniami o ich powrót. Te słowa wsparcia i tęsknoty były dla nas niezwykle ważne – dawały motywację do działania w jednym z najtrudniejszych momentów w historii firmy. Dziś z dumą możemy ogłosić, że pod koniec marca 2025 roku produkcja została wznowiona, a od kwietnia paluszki stopniowo wracają na sklepowe półki w całej Polsce" - przekazała firma, która jest bardzo wdzięczna klientom."
„Ja Zygmunt Warszawer nie podaję nikogo z Polaków, którzy pomagali mi przeżyć. Wyskoczyłem z pociągu jadącego do Treblinki na spalenie, w pociągu został uduszony mój dzieciak. Zaszedłem do gospodarzy Pielaczki, przetrzymał mnie 4 dni i potem chodziłem od wioski do wioski: Kornacice, Gończyce, Leokadia, Sośninki, Łaskarzew, Izdebko i wsie: Zygmunty, Romanów. Ci wszyscy ludzie mi pomogli. Nikogo nie podałem do nagrody, bo Ameryka by zbankrutowała. Co dzień byłem na innej łasce”. (nie zbankrutowałaby, dużo oszczędziła w latach wojny, odmawiając im pomocy i ze zdumiewającym spokojem, mordowaniu się przyglądając -D.B.)
Pan Zygmunt Warszawer (na zdjęciu) przez 26 miesięcy ukrywany przez wielu Polaków w kilku wsiach…
Nigdy o tym nie zapomniał, do końca życia wspierał materialnie swoich wybawców…a pierwsze zarobione pieniądze przekazał na odbudowę kościoła. W 1949 roku powiedział :
„Tylu Żydów zapisało się do UB i milicji. Ludzie czemu to robicie!? Do czego wam to potrzebne? Chcecie bić i zabijać ludzi – to jedźcie do Izraela! Chcesz być jakimś pułkownikiem albo w rządzie? To rób to w swoim kraju a nie tu”.
Zygmunt-Srul Warszawer urodził się w Łaskarzewie w 1906 lub 1907 roku.
Był Żydem. Ojciec Srula, pobożny i poważany, miał piętrowy dom w rynku, rzeźnię i sklep. Handlował z dziedzicami, chłopami i na jarmarkach. Był prezesem gminy żydowskiej a także, wybranym radnym w Urzędzie miejskim głosami Żydów i chrześcijan. Srul od bardzo młodych lat zaczął jeździć po wsiach, co umożliwiało mu poznanie chłopów. „Byłem ich ulubiony” – wspominał. ” Moje słowo było święte i oni o tym wiedzieli. Nie oszukiwałem nigdy i dawałem uczciwe ceny”. Pożyczał także pieniądze bez lichwy, a kiedy nie mogli oddać, co zdarzało się często, bo ludzie w tych okolicach byli biedni, długo prolongował, bywało że w nieskończoność. Do wybuchu II wojny światowej Srul żył i pracował w swoim rodzinnym mieście. Jeździł po wsiach i poznawał okoliczną ludność. Tu założył swoją rodzinę, ożenił się, miał dwoje dzieci: córeczkę i syna.
Wszystko zmieniło się we wrześniu 1939 roku. Wojna dla Srula to okres ciągłej ucieczki, ciągłego ukrywania się, walki o byt. Właśnie w tym okresie pomogła mu znajomość okolic Łaskarzewa i pobliskich wsi, dobre stosunki z chłopami, ale przede wszystkim życzliwość i dobra wola Polaków.
Zaczęło się na początku wojny. Po raz pierwszy uratował Srulowi życie przedwojenny komendant policji Smarzewski. Do miasta przyjechały dwa samochody z niemieckimi żandarmami. Wzięli 28 Żydów, wśród nich Warszawera. Komendant policji spytał się Niemców ” to i Polaków zabieracie?”. Niemcy na to ze nie. Wtedy komendant wskazał na Warszawera i powiedział: ” A to jest Polak”. Wtedy Niemcy kazali wystąpić z szeregu Srulowi, i odjechali w stronę Pilczyna. Po kilku godzinach chłop przybyły ze wsi Kacprówek powiedział, że Niemcy zabili wszystkich Żydów z transportu.
W listopadzie 1941 roku Niemcy utworzyli getto w Łaskarzewie. Po jego likwidacji w październiku 1942 roku Warszawer wraz ze swoim synkiem schronił się w obozie pracy w Wildze. Po zapoznaniu się z sytuacją niestety i stamtąd musiał uciekać. Wtedy po raz drugi z pomocą przyszedł mu komendant policji Smarzewski. Ukrył go wraz z czteroletnim synkiem.
Niedługo potem Warszawer wraz ze swoim synkiem dowiedziawszy się, że część Żydów z Łaskarzewa znajduje się w getcie w Sobolewie, udaje się tam i odnalazłszy rodzinę zostawia synka pod jej opieką a sam udaje się po żywność. Udawał się po żywność, której tak bardzo brakowało w getcie. Nocami Warszawer wędrował starym szlakiem po wsiach i dworach. Kupował bydło, zarzynał je, ćwiartował. Część zanosił do getta, część oddawał handlarzom, którzy przemycali mięso do Warszawy. Po rodzinę przyszedł pewnej soboty 1943 roku, kiedy dowiedział się, że w najbliższych dniach mają wszystkich wywieźć do obozu śmierci. Wszedł, lecz już nie wyszedł. W godzinę po nim przyjechało gestapo i szczelnie obstawiło cały teren.
Warszawera wraz z innymi Żydami zapędzono do ciasnych wagonów. To miała być jego ostatnia podróż, podróż na śmierć. Tak jednak się nie stało. Kiedy synek Srula udusił się z braku powietrza zdesperowany Żyd wyskoczył z pociągu. Następnie położył się nieruchomo na ziemi i czekał, aż Niemcy przestaną strzelać, aż pociąg odjedzie, i odjechał. Był znowu cudem ocalony.
Wymęczony doszedł do wsi Przyłęk, gdzie miejscowy chłop (Pielecki) udzielił mu schronienia i pomocy. Gdy nieco ozdrowiał i doszedł do sił poszedł do następnego gospodarza, potem dalej – od sąsiada do sąsiada, od wsi do wsi.
Tak zaczęło się wielkie wędrowanie. Chodził zawsze sam. Ukrywał się przez 26 miesięcy, nieustannie wędrując pomiędzy lasem, polem, chałupą, stodołą. Krążył tak między kilkunastoma wsiami w trójkącie Łaskarzew – Sobolew – Wilga odwiedzając każde gospodarstwo.
Po wojnie osiadł w Warszawie, gdzie prowadził sklep mięsny. Często odwiedzał Łaskarzew, był z nim mocno związany. Świadczy o tym między innymi fakt, że pierwsze zarobione pieniądze dał na odbudowę zniszczonego Kościoła w Łaskarzewie. Był wdzięczny ludziom za okazaną pomoc i pomagał im materialnie. Został fundatorem tablicy pamiątkowej na cmentarzu żydowskim oraz inicjatorem ogrodzenia zniszczonego przez Niemców cmentarza żydowskiego.
Zygmunt – Srul Warszawer zmarł 25 lutego 1997 roku. Jego pogrzeb odbył się w Warszawie 27 lutego 1997 roku na cmentarzu żydowskim przy ulicy Okopowej. W pogrzebie wzięło udział ponad 250 osób, w tym 4 księży katolickich.
Jest też http://m.in. wielką zasługą śp. Tomasza Strzembosza, który – polemizując z rewelacjami prof. Jana T. Grossa – stwierdzał swego czasu, że pomoc Żydom była wpisana przez Polskie Państwo Podziemne w jego zadania, że ścigano z urzędu szmalcowników, podobnie jak inne kategorie kolaborantów z Niemcami. A Polaków niosących pomoc Żydom, szczególnie w latach 1942–1945, mogło być milion i więcej. Jeszcze więcej osób wiedziało, i mimo niebezpieczeństwa nie tylko nie donosiło na współtowarzyszy okupacyjnej niedoli, ale i wzajemnie się wspierało, informując o ewentualnym nadchodzącym niebezpieczeństwie. W relacjach Polaków bardzo często pobrzmiewa to zdanie – klucz do zrozumienia skomplikowanych relacji polsko-żydowskich w czasie wojny: „nie znałam rodziny, w której by nie przechowywano Żydów."
Prezydent pozbawił Jolantę Gontarczyk Srebrnego Krzyża Zasługi.
https://tysol.pl/a144418-prezydent-odebral-odznaczenie-jolancie-lange-vel-gontarczyk