Skip to content

Lud i arystokracja/oligarchia - felieton Karłowicza

DMCDMC
edytowano March 2015 w Forum ogólne
Przyglądając się politycznym konfliktom z bliska trudno nie przeceniać roli tego, co indywidualne, przypadkowe, nie przykładać zbyt wielkiego znaczenia do aktualnego kontekstu, następstwa wydarzeń, partyjnej taktyki, kwestii personalnych. Czy nie tak jest z polskimi konfliktami obecnej doby? Uważnie śledzimy przebieg sporu o Trybunał, oglądamy kolejne akty sporu o media publiczne, o kwestię imigrantów czy nowy model redystrybucji wspierający rodzinę (500+), ale czy znane nam w najdrobniejszych szczegółach okoliczności nie utrudniają postawiania pytania o szerszy plan sprawy? Spróbujmy zrobić krok wstecz i zacznijmy od kwestii podstawowej: czy topografia głównych punktów zapalnych nie układa się w pewną całość? Wydaje mi się, że tak. Wszystkie wymienione konflikty znajdują się na obszarze, który od pewnego czasu i to nie tylko w Polsce, ale w całej Europie stał się - by tak rzec - obszarem czynnym sejsmicznie. Wszystkie znajdują się na linii idącej w poprzek wielu krajów (w tym również a może zwłaszcza w poprzek tzw. dojrzałych demokracji), na linii styku dwu wielkich płyt tektonicznych, które dotąd nieomal nieruchome dziś ścierają się powodując dawno zapomniane wstrząsy i eksplozje. Idzie o przekraczający horyzont polskiego sporu kryzys politycznego porządku utworzonego po II wojnie światowej – kryzys związany z narastającym konfliktem pomiędzy polityczną arystokracją i ludem (który strony przedstawiają odpowiednio jako konflikt z oligarchią lub z populistami).
Konserwatywnym krytykom wydaje się często, że stosowanie w każdym nieomal sporze politycznym argumentu, który Leo Strauss nazywał „reductio ad Hitlerum” bierze się z umysłowej ociężałości oponentów. Nic bardziej błędnego. Choć sprawa skutkuje w sposób niepoważny ma przecież niebłahe przyczyny. Mówiąc w wielkim uproszczeniu porządek tworzony w Europie po 1945 roku zbudowany został na czymś, co można nazwać lękiem fundamentalnym – lękiem przed odtworzeniem warunków, które wyniosły Hitlera do władzy. Właśnie na chęci skutecznego zablokowania mechanizmów, które prowadzić mogą demokrację do samozagłady, na lęku przed ludem, który w wolnym demokratycznym akcie wybiera na swego przywódcę tyrana, by potem nieomal bez skargi i aż do końca uczestniczyć w jego najpotworniejszych zbrodniach zbudowano kulturę polityczną powojennego Zachodu. Receptą – trzymając się języka analizy Platona, który jako pierwszy opisał proces degeneracji demokracji w tyranię – było takie rozwiązanie właściwego demokratycznemu ustrojowi napięcia między (prowadzącą do anarchicznej samowoli) wolnością, a (chroniąca ład państwa) sprawiedliwością by skutecznie wzmocnić tę drugą. A co to znaczy w praktyce? Idzie o system, który pozostawiając ludowi satysfakcjonujący wpływ na politykę zagwarantuje rządy praw możliwie suwerennych od kaprysów skłonnego przedzierzgać się w bestię demosu. Innymi słowy szłoby o system demokratyczny akceptujący rodzaj samoograniczenia – dający mianowicie pole dla reguł (i strzegącej ich grupy strażników), które nie podlegają zwykłym mechanizmom demokratycznym (co nie znaczy, że nie podlegają im w ogóle).
Monteskiuszowska wizja trójpodziału władz może być i bywa rozumiana jako nowożytny refleks starożytnej koncepcji ustroju mieszanego - ustroju opartego na koncepcji równowagi pierwiastków ludowego, arystokratycznego i monarchicznego. Władza ustawodawcza, sądownicza i wykonawcza reprezentuje w istocie trzy żywioły (lud, arystokrację i pierwiastek władczy, królewski), które ustrój mieszany starał się zharmonizować. Zakładano, że odpowiednie ułożenie tych elementów – w sposób zaspokajający aspiracje wszystkich stron - pozwalało zredukować ryzyko niszczycielskiego konfliktu. Pojawiające się napięcia dowodzą nieadekwatności istniejącego modelu. Kryzys to sygnał koniecznej redefinicji przyjętych zakresów dostępu do władzy, rewizji dotychczasowego kształtu samoograniczeń i przywilejów.
Akcent, który po wojnie położono na rządy prawa - uszczuplając prerogatywy ludu - w oczywisty sposób wzmacniał władzę sądowniczą czyniąc ją rodzajem funkcjonalnej arystokracji. Zrozumiała - biorąc pod uwagę ogrom zbrodni - kultura fundmentalnego lęku sprawiała, że egzekutywa choć poddana demokratycznej weryfikacji przyłączała się zwykle do czułej na zasadnicze ryzyko arystokracji. Umiędzynarodowienie klasy politycznej za sprawą mechanizmów integracji uczyniły tę grupę nową arystokracją europejską tout court. Nieprzejrzyste mechanizmy kooptacji, brak demokratycznego mandatu, rozbudowane struktury gwarancji i przywilejów oraz rosnący zakres faktycznej władzy coraz trudniej dawały się wyjaśniać obawami przed możliwą powtórką 1933 roku.
Istotną słabością Europejskiej monofobii było lekceważenie innych mechanizmów degeneracji ustrojów politycznych – w tym zwłaszcza mechanizmu degeneracji arystokracji w oligarchię. Stworzenie klasy strażników praworządności abstrahowało od klasycznego pytania o mechanizmy kontroli wobec systemowej arystokracji (Quis custodiet ipsos custodes?) – walnie przyczyniając się do powstawania dzisiejszych napięć. Można oczywiście pocieszać się, że koszt jaki stanowi kryzys po tylu latach pokoju i prosperity to i tak wielki sukces, ale w niczym nie zmienia to skali naszych obecnych kłopotów. Ich miarą jest nie tylko klimat widoczny w Wielkiej Brytanii, ale masowa skala antyunijnych nastrojów w całej Europie i wielki sukces zrewoltowanych i całkowicie nieprzewidywalnych partii protestu. Patrząc z naszej perspektywy sympatii nie wzbudzają nie tylko niechętni do ustępstw oligarchowie, ale i gniewny europejski demos, który nie jest ani chrześcijański, ani republikański, ale, jeśli wolno tak rzec: narodowo-liberalny (liberalnie egoistyczny i nacjonalistyczny zarazem). Międzynarodówka demokratów, to oczywista fikcja. Niechęć do oligarchów niezdolnych dłużej skutecznie brać odpowiedzialności za całość nie tworzy żadnej pozytywnej wartości. Dużo lepiej byłoby myśleć o zrewidowanym na miarę nowej sytuacji modelu mieszanym, w którym – po koniecznej redefinicji - znajdzie się miejsce zarówno dla arystokratów jak i dla ludu. Konieczne staje się nowe porozumienie. Proste zwycięstwo jednej ze stron może skończyć się katastrofą.
Dariusz Karłowicz

http://www.teologiapolityczna.pl/dariusz-karlowicz-sejsmiczna-europa

Komentarz

  • W roku 2005 Citigroup wydał broszurę dla inwestorów zatytułowaną „Plutonomia: rynek towarów luksusowych – globalne nierówności”. Broszura zachęca do inwestowania we „wskaźnik plutonomii”. Pojawia się hasło: „Świat rozpada się na dwa bloki – plutonomię i całą resztę”. Termin „plutonomia” (zbitka od plutokracja + ekonomia) odnosi się do najbogatszych, tych, którzy kupują towary luksusowe. Według Citigrup to rynek towarów luskusowych zapewnia największy wzrost. Dlatego trzeba w niego inwestować. Co do „całej reszty” – należy posłać ją w diabły. Nie ma co sobie zaprzątać nią głowy. Nie jest do niczego potrzebna. Co prawda reszta społeczeństwa musi istnieć, żeby mógł funkcjonować potężny aparat władzy, który będzie chronił banki i ratował je w czasie kryzysu, ale tak poza tym „reszta” nie jest do niczego potrzebna. Nazywa się ją obecnie „prekariatem” – to ludzie wegetujący na obrzeżach społeczeństwa. Tyle że nie są to już obrzeża. Prekariat staje się coraz bardziej liczny nie tylko w USA. Według banków jest to pozytywne zjawisko.
  • Czy ktoś bieglejszy w mitologii grecko/rzymskiej mógłby oświetlić mnie, czemu Pluton jako bożek bogactw jest tożsamy z Hadesem czyli bożkiem piekieł?
  • Plutos z Plutonem ma tyle wspólnego, co myszka Miki z Januszem Mikke.

    image

  • Łajka inaczy szczeka:

    Plutus /ˈpluːtəs/ (Greek: Πλοῦτος, Ploutos, literally "wealth") was the god of wealth in ancient Greek religion and myth. He was the son of Demeter[1] and Iasion, with whom she lay in a thrice-ploughed field. In the theology of the Eleusinian Mysteries he was regarded as the "Divine Child." His relation to the classical ruler of the underworld Pluto, with whom he is often conflated, is complex, as Pluto was also a god of wealth and money.
  • Pluto (Greek: Πλούτων, Ploutōn) was the ruler of the underworld in classical mythology. The earlier name for the god was Hades, which became more common as the name of the underworld itself. In ancient Greek religion and mythology, Pluto represents a more positive concept of the god who presides over the afterlife. Ploutōn was frequently conflated with Ploutos (Πλοῦτος, Plutus), a god of wealth, because mineral wealth was found underground, and because as a chthonic god Pluto ruled the deep earth that contained the seeds necessary for a bountiful harvest.
  • A w kwestii merytorycznej, Karlowitz wskazuje oczywistą receptę, czy raczej drogę dojścia do rezepty:

    Dużo lepiej byłoby myśleć o zrewidowanym na miarę nowej sytuacji modelu mieszanym, w którym – po koniecznej redefinicji - znajdzie się miejsce zarówno dla arystokratów jak i dla ludu. Konieczne staje się nowe porozumienie. Proste zwycięstwo jednej ze stron może skończyć się katastrofą.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    A w kwestii merytorycznej, Karlowitz wskazuje oczywistą receptę, czy raczej drogę dojścia do rezepty:

    Dużo lepiej byłoby myśleć o zrewidowanym na miarę nowej sytuacji modelu mieszanym, w którym – po koniecznej redefinicji - znajdzie się miejsce zarówno dla arystokratów jak i dla ludu. Konieczne staje się nowe porozumienie. Proste zwycięstwo jednej ze stron może skończyć się katastrofą.
    Czyli co, wiele się musi zmienić, żeby wszystko zostało po staremu? :)
  • Ileż to trzeba się napocić, natrudzić i słów naklepać w klawiaturkie, żeby na końcu i tak wyszło, że się nic nie wie i nic w sumie nie powiedziało...
    Jak to szło u klasyka o yntelektualystach? Że nic tylko mędrkują o tym łez padole, a chodzi o to, żeby go w końcu zmienić
  • rozum.von.keikobad napisal(a):
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    A w kwestii merytorycznej, Karlowitz wskazuje oczywistą receptę, czy raczej drogę dojścia do rezepty:

    Dużo lepiej byłoby myśleć o zrewidowanym na miarę nowej sytuacji modelu mieszanym, w którym – po koniecznej redefinicji - znajdzie się miejsce zarówno dla arystokratów jak i dla ludu. Konieczne staje się nowe porozumienie. Proste zwycięstwo jednej ze stron może skończyć się katastrofą.
    Czyli co, wiele się musi zmienić, żeby wszystko zostało po staremu? :)
    No właśnie nie tak samo tylko inaczej. Jakieś tam się płyty tektoniczne poprzesuwały i trzeba to w aneksie do umowy społecznej uwzględnić.
    Nic nigdy nie jest takie samo jak niegdyś.
  • Inaczej czyli jak? Można to rozważyć na 2 poziomach - ogólnym i konkretnym
    Konkretów nikt nie poda, a już na pewno nie pan yntelektualysta, zwłaszcza że sam wywód (już rozmawialiśmy o tym, bo to spisany i lekko podrasowany kawałek wywiadu, który był tu już wrzucany) jest mocno ahistoryczny. Czyli ten poziom odpada.
    Zostaje poziom ogólnych założeń. I tu okazuje się, że formułowane przez nibyrewolucjonistów założenia są w gruncie rzeczy takie same, jak i ogólne założenia obecnego systemu, widzieliśmy to już świetnie na przykładzie dyskusji o sędziach.
  • edytowano August 2016
    No właśnie Rozum, "nibyrewolucjoniści" właściwe określenie na tych szpagatowych estetów yntelektualnych.
    Żeby chociaż mędrek Karlowitz zaproponował alternatywę: albo eksterminacja w ogniu rewolucji społecznej tej podłej i krwiopijczej plutonomii przez prekariat, albo chwycenie prekariatu za ćwarz najmocniej jak można i narzucenie na jego garb ciężarów, jakie nie nosili na swoich budowniczowie piramid w starożytnym Egipcie.
    A tutaj nic, panie. Lipa w proszku i mędrkowanie dla mędrkowania czyli bicie piany inaczej (chyba, że autorowi płacą za wierszówki)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.