- Moje dzieci, kochajcie się. - Dlaczego ciągle powtarzasz nam to samo? - Bo to wystarczy.
Status zewnętrzny to drugorzędne pierdolety. Ważniejsze jest pytanie po co Kolega robi to, co robi, komu to służy, itd. Pytanie można też odwrócić - czemu Kolega czegoś tam nie robi, komu to służy, itd.
celnik.mateusz napisal(a): - Moje dzieci, kochajcie się. - Dlaczego ciągle powtarzasz nam to samo? - Bo to wystarczy.
Nie wystarczy. Są grzechy przeciw bliźnim ale są też grzechy przeciw Bogu, jednym z nich jest lekceważenie Boskich darów w postaci nóg, rąk, oczu, rozumu, wolnej woli. Przypowieść o talentach mówi to bardzo wyraźnie.
Jezus Chrystus powiedział: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego." Tak więc miłość wystarczy. Nie ma miłości Boga bez miłości bliźniego. Tak samo i w druga stronę -nie ma prawdziwej miłości bliźniego bez miłości Boga. Bóg jest Miłością.
W wersji pisanej mam to: "Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. (8) Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. (9) W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. (10) W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. (11) Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. (12) Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. (13) Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. (14) My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. (15) Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. (16) Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. (17) Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest [w niebie], i my jesteśmy na tym świecie. (18) W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości. (19) My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. (20) Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. (21) Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego. "
Myśle że co do zasad to wszyscy się zgadzamy a osią sporu jest interpretacja. Zgadzamy się że źle jest odrzucać krzyż, pytanie co jest rozwijaniem talentów, a co odrzucaniem krzyża.
Moim zdaniem praca i wysiłek zmierzający ku poprawie własnego losu (nie po krzywdzie innych czy nawet innych zaniedbaniu - to oczywiste), a nawet po prostu osiągnięciu czegoś, czego się pragnie, a co jest moralnie w porządku - jest ok, a nie jest żadnym odrzuceniem krzyża.
Odrzuceniem krzyża jest np opuszczenie rodziny bo "niezgodność charakterów", porzucenie rodziców w potrzebie i tego typu. Dążenie do wyzdrowienia w chorobie, zmiana pracy na lepszą, wyjazd za chlebem itp - to działanie słuszne (kryterium krzywdy wobec innych i zaniedbań nadal obowiązuje oczywiście).
Znam też przykład kolegi (na szczęście sprzed lat, ogarnął się), który miał ogólnie mówiąc naładowane do plecaka przez rodziców (głównie matkę) i środowisko, skutkiem czego miał coś w rodzaju paraliżującego strachu przed życiem - w szczególności szukaniem pracy po studiach (w niełatwych czasach kiedy samo posiadanie pracy było sukcesem).
No więc kolega ów, kiedy ludzie dawali mu informacje że tu i tam jest praca - bał się, autentycznie, wysłać cv żeby nie polec na rozmowie. Sam kiedyś zaproponowałem żeby aplikował do mojej ówczesnej firmy, gdzie przyjmowali, tłumaczyłem pół godziny co i jak, a on na to: - Dlaczego ludzie są źli i pazerni? Dlaczego każdy chce po trupach do celu?
Taka sytuacja trwała jakiś czas - w końcu znalazł jakąś robotę w sklepie (chłopak przypominam po studiach), popracował kilka lat, okrzepł, znalazł pracę w Hucie Katowice - dalej nie w zawodzie oczywiście ale przyzwoicie płatną, na tyle że z pracującą żoną utrzymują dwójkę dzieci, jeżdżą na wakacje (jeszcze przed 500+) także tragedii nie ma.
Podsumowując - mam wokół siebie trochę ludzi (sam też tak miałem, na szczęście bardzo krótko), którzy pod pretekstem "nie rozpychania się łokciami po trupach do celu", "nie odrzucania krzyża" itp - po prostu nie pracowali (z różnych przyczyn) nad poprawą własnego losu, zadowalając się tym co jest i wierząc że nie może być inaczej, a jeśli - to za cenę smrodu siarki.
Mam też przykład wspomnianego wyżej kolegi z trójką dzieci, na wysokim stanowisku i naprawdę mocno wierzącego, którego rodzina ani wiara ani znajomi nie ucierpieli przy karierze. A że znam go od dziecka, chodziliśmy razem do podstawówki, liceum, na studia a teraz pracujemy w jednej firmie - to wiem które jego działania to ograniczenia wynikające z charakteru i wychowania, a nie pęd ku karierze.
Zresztą to widać po jego postępach w miłości,że tak górnolotnie powiem - wiem jaki był 15, 10 czy 5 lat temu a jaki jest teraz. Słowem - doskonali się.
Komentarz
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
- Dlaczego ciągle powtarzasz nam to samo?
- Bo to wystarczy.
Status zewnętrzny to drugorzędne pierdolety. Ważniejsze jest pytanie po co Kolega robi to, co robi, komu to służy, itd. Pytanie można też odwrócić - czemu Kolega czegoś tam nie robi, komu to służy, itd.
Tak więc miłość wystarczy. Nie ma miłości Boga bez miłości bliźniego. Tak samo i w druga stronę -nie ma prawdziwej miłości bliźniego bez miłości Boga. Bóg jest Miłością.
W wersji pisanej mam to:
"Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. (8) Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. (9) W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. (10) W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. (11) Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. (12) Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. (13) Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. (14) My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. (15) Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. (16) Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. (17) Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest [w niebie], i my jesteśmy na tym świecie. (18) W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości. (19) My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. (20) Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. (21) Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego. "
A nawet więcej - poddanie się jest porzuceniem krzyża (upadek bez podniesienia się).
Zgadzamy się że źle jest odrzucać krzyż, pytanie co jest rozwijaniem talentów, a co odrzucaniem krzyża.
Moim zdaniem praca i wysiłek zmierzający ku poprawie własnego losu (nie po krzywdzie innych czy nawet innych zaniedbaniu - to oczywiste), a nawet po prostu osiągnięciu czegoś, czego się pragnie, a co jest moralnie w porządku - jest ok, a nie jest żadnym odrzuceniem krzyża.
Odrzuceniem krzyża jest np opuszczenie rodziny bo "niezgodność charakterów", porzucenie rodziców w potrzebie i tego typu. Dążenie do wyzdrowienia w chorobie, zmiana pracy na lepszą, wyjazd za chlebem itp - to działanie słuszne (kryterium krzywdy wobec innych i zaniedbań nadal obowiązuje oczywiście).
Znam też przykład kolegi (na szczęście sprzed lat, ogarnął się), który miał ogólnie mówiąc naładowane do plecaka przez rodziców (głównie matkę) i środowisko, skutkiem czego miał coś w rodzaju paraliżującego strachu przed życiem - w szczególności szukaniem pracy po studiach (w niełatwych czasach kiedy samo posiadanie pracy było sukcesem).
No więc kolega ów, kiedy ludzie dawali mu informacje że tu i tam jest praca - bał się, autentycznie, wysłać cv żeby nie polec na rozmowie. Sam kiedyś zaproponowałem żeby aplikował do mojej ówczesnej firmy, gdzie przyjmowali, tłumaczyłem pół godziny co i jak, a on na to:
- Dlaczego ludzie są źli i pazerni? Dlaczego każdy chce po trupach do celu?
Taka sytuacja trwała jakiś czas - w końcu znalazł jakąś robotę w sklepie (chłopak przypominam po studiach), popracował kilka lat, okrzepł, znalazł pracę w Hucie Katowice - dalej nie w zawodzie oczywiście ale przyzwoicie płatną, na tyle że z pracującą żoną utrzymują dwójkę dzieci, jeżdżą na wakacje (jeszcze przed 500+) także tragedii nie ma.
Podsumowując - mam wokół siebie trochę ludzi (sam też tak miałem, na szczęście bardzo krótko), którzy pod pretekstem "nie rozpychania się łokciami po trupach do celu", "nie odrzucania krzyża" itp - po prostu nie pracowali (z różnych przyczyn) nad poprawą własnego losu, zadowalając się tym co jest i wierząc że nie może być inaczej, a jeśli - to za cenę smrodu siarki.
Mam też przykład wspomnianego wyżej kolegi z trójką dzieci, na wysokim stanowisku i naprawdę mocno wierzącego, którego rodzina ani wiara ani znajomi nie ucierpieli przy karierze. A że znam go od dziecka, chodziliśmy razem do podstawówki, liceum, na studia a teraz pracujemy w jednej firmie - to wiem które jego działania to ograniczenia wynikające z charakteru i wychowania, a nie pęd ku karierze.
Zresztą to widać po jego postępach w miłości,że tak górnolotnie powiem - wiem jaki był 15, 10 czy 5 lat temu a jaki jest teraz. Słowem - doskonali się.