@Szturmowiec.Rzplitej powiedział(a):
Przemko napisal(a):
Pasjonarność Chin skończy się gdy nie będzie od kogo kopiować.
A bo niby nie będą w stanie nic swego wymyślić?
Kiedyś wymyślali.
Ostatnio czytałem w Wikipedyjej, że w dawnych czasach to i wymyślili widelec. W Europie zaś wdrożyli go Włochulcowie, gdyż jedzenie makaronu pałeczkami było nie dość wygodnem. Pokręcone, co?
Widelec w Chinach to ma jeszcze jedno ważne zastosowanie. Otóż jest taka świecka tradycja, że gdy urodzi się dziecko, to puszcza się widelec na podłogę. I jaki on wyda dźwięk, tak się daje dziecku na imię.
Chiński rynek nieruchomości jest absurdalny, z jednej strony podobno jest tam więcej mieszkań niż Chińczyków w ogóle, z drugiej średnia cena metra w największych miastach to w przeliczeniu na nasze 25-30 tysięcy PLN.
Chłop się męczył, kumpinował, zakładał karty kredytowe w bankach spółdzielczych na zapleczu gieesu, kupywał za małe sumki żeby go nie namierzyli a tu przyjdzie ci taki dziennikarzyna i na cały świat wszystko rozpisze w gazecie, hehe.
Wielkie Chiny mają wielki problem z demografią i siłą roboczą, więc mogą się robić agresywne, gdyż pewne okno mim się zaczęło przymykać.
To ciekawe, że rozpieszczone jedynaki, zamiast do fabryki pragną być jutuberami.
i jutuberkami
(na marginesie, polecam ten kanał, jago autor spędził 14 lat w Chinach i to dość aktywnie i ma wiele ciekawych spostrzeżeń, przeważnie odbiegających od propagandowych laurek)
Istotnie, fryz imponujący. Gościu nie podał żadnego konkretu, choćby takiego jak nazwisko koleżki, którego cytuje, i jego miejsce w Chinach. A nazwiska ja lubię słuchać, nawet jak potem zapomnę, bo biały może je czytać na trzy sposoby:
1. Tak jak to jest napisane, obojętne czy z polska czy z angielska, czyli nazwisko sekretarza generalnego KPCh jako Ksi. Wtedy wiem, że koleżka może kiedyś widział Chiny na mapie.
2. Tak jak nakazuje pinyin ale bez tonów i przydechów. Czyli koleżka się stara i wie tyle o Chinach co ja. Można posłuchać o faktach ale syntezom nie należy zbytnio ufać.
3. Tak jak należy. Wtedy należy gościa poważać.
Wszędzie na świecie, jak taksówkarzowi powiemy hotel, to zawiezie nas do hotelu. Ale w Chinach hotel wymawia się binguaj - z tym, że trzeba uważać na akcenty, gdyż ten zlepek słów oznacza również lodówkę. Najciekawsze jest, że po chińsku kupić to "ma" a sprzedać to "ma". Krzaki różnią się jedną malutką kreseczką.
Zasadniczo ciężko się z Chińczykami dogadać. Ja opanowałem w sposób zrozumiały tylko kilka podstawowych zwrotów: ile to kosztuje? za drogo. dzień dobry. do widzewa. dziękuję. pierogi.
Natomiast twierdzenie, że Chiny na cokolwiek patrzą w ten sam sposób jak rosja (albo jak dowolny inny kraj) świadczy o głosicielu tej tezy, że nie wiedział, że ma na pupie przedział.
@janosik powiedział(a):
O Chinach najwięcej wiedzą managerowie zachodnich firm mających fabryki u kitajców.
Nie jest to prawdą. Biały człowiek nie wie nic o Chinach. Menażer zachodniej firmy może wiedzieć cokolwiek, ale i tak niewiele, o hotelu, w którym mieszka.
Żeby cokolwiek wiedzieć o Chinach, trzeba znać chiński. A chińskiego nie da się ot tak nauczyć. Trzeba mieszkać w Chinach i się uczyć. Rok pobytu pozwoli powiedzieć coś zrozumiałego mającym wiele wspólnego wspólnego z białymi, posiadającymi dobrą wolę Chińczykom. Poznać trochę znaków. To musiałoby być kilka lat. Ale skąd biały mógłby coś wiedzieć o Chinach? Z mediów? Nie rozśmieszajcie mnie, gdyż mam zajady. Może od ludzi? Ale ludzie nie lubią mówić o polityce. Poza tym menażer przebywa głównie w wielkim świecie. Shenzhen, Guangzhou, Shanghai. Do interioru się nie zapuszcza. Najwięcej o poglądzie "Chin" można dowiedzieć się pewnie w Beijing - tam z kolei wielu biznesmenów nie przebywa. A ci co przebywają zapewne mają niezłą obstawę kontrwywiadowczą. To jest kolejny mundruś, co w pupie był, coś tam widział i teraz jest ekspertem od Chin.
Dochodzi inna rzecz. Misie monitorują, co się o nich pisze. Ktoś napisze nieprzychylnie, to zostanie odcięty od źródeł.
Biały człowiek może się nauczyć o Chinach bardzo wiele, bo człowiek generalnie jest w stanie się wiele nauczyć. Należy zacząć od przedszkola czyli opanowania języka mandaryńskiego i chińskiego pisma. Mandaryński nie jest bardzo trudny a czytać po chińsku też się da, choć oczywiście trzeba poświęcić temu kilka lat pracy. Niewielu się zdecydowało na ten wysiłek.
Byłem w Chinach ponad 50 razy, w większej liczbie miast, niż w Polsce, bodaj w 7 prowincjach. Pierwszy raz w 1992. Jakby to zsumować, pewnie byłoby to ok. 1,5 roku. I nic nie wiem o Chinach. Czasem coś tam podczytywałem, co się w Polsce o nich pisze, i przeważnie były to wierutne bzdury. Najsensowniej to jeszcze pisał Radzio Pyffel (on chyba zna podstawy języka) z CSPA, ale (już o tym pisałem), gdy ich raz spytałem, jaki jest ZG VAT i jaki PIT to nie wiedzieli.
Ostatnimi, o których można powiedzieć, że Państwo Środka poznali i coś o nim wiedzą są dinozaury pokroju Bogdana Góralczyka. Ludzie zupełnie nie z naszej bajki. Pierwsza, druga i trzecia fala kilkudziesięciu (?) młodych ludzi wysłanych do ChRL w ciągu pierwszych kilku lat po jego powstaniu. Historie zupełnie filmowe. Rzuceni na kilka lat w obcą cywilizację bez grama znajomości języka. Intensywna nauka i lata zdobywania zaufania, Niektórzy po kilku latach, dzięki próbom typu prace publiczne gdzieś w interiorze, uznani za swoich. Potem praca w dyplomacji i relacje procentujące m.in. w 1956 i 1980 r.
Gdzie tym dzisiejszym mędrkom do nich.
Jest paru akademików, którzy serio starają się poznawać tamtą cywilizację, ale specjalnego parcia na szkło i potrzeby gwiazdorzenia chyba nie mają.
Na potrzeby biznesowe R.Pyffel wystarczy, ale cokolwiek głębiej - ostrożnie.
...czegoś tam można się dowiedzieć patrząc na to, co robią. Niewiele z tego, co mówią albo co piszą. Także tak, w kwestii nauki języka. Warto przypomnieć Himilsbacha
@natenczas powiedział(a):
Na potrzeby biznesowe R.Pyffel wystarczy, ale cokolwiek głębiej - ostrożnie.
Trep już to opisał, Pyffel się przyznał, że się cenzuruje i pewne informacje upublicznia nie wprost. Jak masz trening z komuny, to dajesz radę.
Np. jak Xi wprowadzał zamordyzm i swoją dyktaturę, to opisywał jako ciekawą nowość w polityce CHRL, jak wyaresztował swoich poprzedników/rywali to opisywał, że ciekawe że się pousuwali w cień, itp
Od znajomego misjonarza wiem jak wyglądają przesłuchania milicyjne czarnych w Chinach i ze więcej w tym zainteresowania "A w co wierzycie?", "A kto to ten Bog?". A raport potem do szuflady i nikt nie siedzi. Wiec Słowo Boże ma moc.
Po owocach ich poznacie. Dopuścili, a właściwie ich kultura, mentalność do patologii w swojej skali równej bolszewickiej i nazistowskiej. A najzabawniejsze, w swojej zapalczywości, degeneracji poszli chyba najdalej, bo wymyślili mord na samych sobie odłożony w czasie. Nie będziemy płakać, stanowią poważne zagrożenie dla świata.
@JORGE powiedział(a):
Po owocach ich poznacie. Dopuścili, a właściwie ich kultura, mentalność do patologii w swojej skali równej bolszewickiej i nazistowskiej. A najzabawniejsze, w swojej zapalczywości, degeneracji poszli chyba najdalej, bo wymyślili mord na samych sobie odłożony w czasie. Nie będziemy płakać, stanowią poważne zagrożenie dla świata.
Jaki mord na sobie masz na myśli? polityka jednego dziecka?
Natomiast gdzieś głęboko siedzi we mnie sympatia do stereotypowego Chińczyka z filmów z lat '80. Taka pracowita, ogarnięta mrówka, co to wstaje, robi, je i wszystko bierze na klatę bez zbędnej rozkminki. I ta mrówka bezinwazyjna się wydaje. Ale jako zbiorowość są przerażający.
Komentarz
wielki smogk!
Widelec w Chinach to ma jeszcze jedno ważne zastosowanie. Otóż jest taka świecka tradycja, że gdy urodzi się dziecko, to puszcza się widelec na podłogę. I jaki on wyda dźwięk, tak się daje dziecku na imię.
Natomiast makaron jedzą jednak pałami.
Bo wygodniej.
Po Wlochach- Polacy!
Bona z Forza
A po Polsce - Walezjusze i Francuzi
Chiński rynek nieruchomości jest absurdalny, z jednej strony podobno jest tam więcej mieszkań niż Chińczyków w ogóle, z drugiej średnia cena metra w największych miastach to w przeliczeniu na nasze 25-30 tysięcy PLN.
Kiedy rynek finansowy zaczyna opadać co należy robić? Kupować zabronione kleptowaluty na internetowym czarnym rynku, logiczne.
Chłop się męczył, kumpinował, zakładał karty kredytowe w bankach spółdzielczych na zapleczu gieesu, kupywał za małe sumki żeby go nie namierzyli a tu przyjdzie ci taki dziennikarzyna i na cały świat wszystko rozpisze w gazecie, hehe.
👣
🐾
🐾
Wielkie Chiny mają wielki problem z demografią i siłą roboczą, więc mogą się robić agresywne, gdyż pewne okno mim się zaczęło przymykać.
To ciekawe, że rozpieszczone jedynaki, zamiast do fabryki pragną być jutuberami.
i jutuberkami
(na marginesie, polecam ten kanał, jago autor spędził 14 lat w Chinach i to dość aktywnie i ma wiele ciekawych spostrzeżeń, przeważnie odbiegających od propagandowych laurek)
8:02 nadają z komputera z Windows XP, ciekawe.
Cieliste rajstopy jako oszustwo kontra to, inna cywilizacja.
Świetna rozmowa, jak Chiny widzą Europę, a widzą ją tak, jak Rosjanie.
Nie przekonał mnie koleżka, że wie cokolwiek o Chinach. Bredzić na okrągło to i ja potrafię.
Ale ma ładną fryzurę.
Istotnie, fryz imponujący. Gościu nie podał żadnego konkretu, choćby takiego jak nazwisko koleżki, którego cytuje, i jego miejsce w Chinach. A nazwiska ja lubię słuchać, nawet jak potem zapomnę, bo biały może je czytać na trzy sposoby:
1. Tak jak to jest napisane, obojętne czy z polska czy z angielska, czyli nazwisko sekretarza generalnego KPCh jako Ksi. Wtedy wiem, że koleżka może kiedyś widział Chiny na mapie.
2. Tak jak nakazuje pinyin ale bez tonów i przydechów. Czyli koleżka się stara i wie tyle o Chinach co ja. Można posłuchać o faktach ale syntezom nie należy zbytnio ufać.
3. Tak jak należy. Wtedy należy gościa poważać.
Niewielu namierzyłem z grupy 3.
Wszędzie na świecie, jak taksówkarzowi powiemy hotel, to zawiezie nas do hotelu. Ale w Chinach hotel wymawia się binguaj - z tym, że trzeba uważać na akcenty, gdyż ten zlepek słów oznacza również lodówkę. Najciekawsze jest, że po chińsku kupić to "ma" a sprzedać to "ma". Krzaki różnią się jedną malutką kreseczką.
Zasadniczo ciężko się z Chińczykami dogadać. Ja opanowałem w sposób zrozumiały tylko kilka podstawowych zwrotów: ile to kosztuje? za drogo. dzień dobry. do widzewa. dziękuję. pierogi.
Natomiast twierdzenie, że Chiny na cokolwiek patrzą w ten sam sposób jak rosja (albo jak dowolny inny kraj) świadczy o głosicielu tej tezy, że nie wiedział, że ma na pupie przedział.
O Chinach najwięcej wiedzą managerowie zachodnich firm mających fabryki u kitajców.
Zabetonowani, zabetonowani ...
Nie, oni tylko znają lokalsów, którzy to im ogarniają.
Nie jest to prawdą. Biały człowiek nie wie nic o Chinach. Menażer zachodniej firmy może wiedzieć cokolwiek, ale i tak niewiele, o hotelu, w którym mieszka.
Żeby cokolwiek wiedzieć o Chinach, trzeba znać chiński. A chińskiego nie da się ot tak nauczyć. Trzeba mieszkać w Chinach i się uczyć. Rok pobytu pozwoli powiedzieć coś zrozumiałego mającym wiele wspólnego wspólnego z białymi, posiadającymi dobrą wolę Chińczykom. Poznać trochę znaków. To musiałoby być kilka lat. Ale skąd biały mógłby coś wiedzieć o Chinach? Z mediów? Nie rozśmieszajcie mnie, gdyż mam zajady. Może od ludzi? Ale ludzie nie lubią mówić o polityce. Poza tym menażer przebywa głównie w wielkim świecie. Shenzhen, Guangzhou, Shanghai. Do interioru się nie zapuszcza. Najwięcej o poglądzie "Chin" można dowiedzieć się pewnie w Beijing - tam z kolei wielu biznesmenów nie przebywa. A ci co przebywają zapewne mają niezłą obstawę kontrwywiadowczą. To jest kolejny mundruś, co w pupie był, coś tam widział i teraz jest ekspertem od Chin.
Dochodzi inna rzecz. Misie monitorują, co się o nich pisze. Ktoś napisze nieprzychylnie, to zostanie odcięty od źródeł.
Biały człowiek może się nauczyć o Chinach bardzo wiele, bo człowiek generalnie jest w stanie się wiele nauczyć. Należy zacząć od przedszkola czyli opanowania języka mandaryńskiego i chińskiego pisma. Mandaryński nie jest bardzo trudny a czytać po chińsku też się da, choć oczywiście trzeba poświęcić temu kilka lat pracy. Niewielu się zdecydowało na ten wysiłek.
Byłem w Chinach ponad 50 razy, w większej liczbie miast, niż w Polsce, bodaj w 7 prowincjach. Pierwszy raz w 1992. Jakby to zsumować, pewnie byłoby to ok. 1,5 roku. I nic nie wiem o Chinach. Czasem coś tam podczytywałem, co się w Polsce o nich pisze, i przeważnie były to wierutne bzdury. Najsensowniej to jeszcze pisał Radzio Pyffel (on chyba zna podstawy języka) z CSPA, ale (już o tym pisałem), gdy ich raz spytałem, jaki jest ZG VAT i jaki PIT to nie wiedzieli.
Ostatnimi, o których można powiedzieć, że Państwo Środka poznali i coś o nim wiedzą są dinozaury pokroju Bogdana Góralczyka. Ludzie zupełnie nie z naszej bajki. Pierwsza, druga i trzecia fala kilkudziesięciu (?) młodych ludzi wysłanych do ChRL w ciągu pierwszych kilku lat po jego powstaniu. Historie zupełnie filmowe. Rzuceni na kilka lat w obcą cywilizację bez grama znajomości języka. Intensywna nauka i lata zdobywania zaufania, Niektórzy po kilku latach, dzięki próbom typu prace publiczne gdzieś w interiorze, uznani za swoich. Potem praca w dyplomacji i relacje procentujące m.in. w 1956 i 1980 r.
Gdzie tym dzisiejszym mędrkom do nich.
Jest paru akademików, którzy serio starają się poznawać tamtą cywilizację, ale specjalnego parcia na szkło i potrzeby gwiazdorzenia chyba nie mają.
Na potrzeby biznesowe R.Pyffel wystarczy, ale cokolwiek głębiej - ostrożnie.
...czegoś tam można się dowiedzieć patrząc na to, co robią. Niewiele z tego, co mówią albo co piszą. Także tak, w kwestii nauki języka. Warto przypomnieć Himilsbacha
Trep już to opisał, Pyffel się przyznał, że się cenzuruje i pewne informacje upublicznia nie wprost. Jak masz trening z komuny, to dajesz radę.
Np. jak Xi wprowadzał zamordyzm i swoją dyktaturę, to opisywał jako ciekawą nowość w polityce CHRL, jak wyaresztował swoich poprzedników/rywali to opisywał, że ciekawe że się pousuwali w cień, itp
Od znajomego misjonarza wiem jak wyglądają przesłuchania milicyjne czarnych w Chinach i ze więcej w tym zainteresowania "A w co wierzycie?", "A kto to ten Bog?". A raport potem do szuflady i nikt nie siedzi. Wiec Słowo Boże ma moc.
Po owocach ich poznacie. Dopuścili, a właściwie ich kultura, mentalność do patologii w swojej skali równej bolszewickiej i nazistowskiej. A najzabawniejsze, w swojej zapalczywości, degeneracji poszli chyba najdalej, bo wymyślili mord na samych sobie odłożony w czasie. Nie będziemy płakać, stanowią poważne zagrożenie dla świata.
Jaki mord na sobie masz na myśli? polityka jednego dziecka?
Choćby
Natomiast gdzieś głęboko siedzi we mnie sympatia do stereotypowego Chińczyka z filmów z lat '80. Taka pracowita, ogarnięta mrówka, co to wstaje, robi, je i wszystko bierze na klatę bez zbędnej rozkminki. I ta mrówka bezinwazyjna się wydaje. Ale jako zbiorowość są przerażający.