Skip to content

Coronawirus

1250251252253254256»

Komentarz

  • edytowano 11 March

    @kulawy_greg powiedział(a):
    No właśnie, naciągactwo które pomogło a zwykly lekarz nie chciał pomóc.

    Statystyka, może gdyby kolejną diagnozę robił lekarz to też by wpadł na odpowiedni trop. Objawy często są niespecyficzne. Moja mama kilka lat bujała się z kamieniami w woreczku żółciowym, byłem mały więc nie znam szczegółów ale pamiętam z opowieści że te diagnozy były coraz bardziej odjechane, podejrzewano nawet pasożyty. Prawidłowo zdiagnozował jakiś biedny rezydent który dyżurował w nocy na pogotowiu w Wielkanoc.

  • @Berek powiedział(a):

    @trep powiedział(a):

    @Berek powiedział(a):

    @trep powiedział(a):
    Nie wiem, ile dzieci, ale z pierwszej ręki znam przypadek zaniechania terapii nowotworowej i wyboru metod tzw. alternatywnych, czyli szarlatanerii, co po roku z okładem skończyło się wyrokiem śmierci. Środowisko katolickie zaangażowane. W pierwszej turze głos na Bosaka, w drugiej na Dudę.

    Naprawdę wszystko zależy, jaki rodzaj nowotworu Ci się wyhoduje. W pewnych przypadkach naprawdę nie ma różnicy, czy idziesz do onkologów, czy do szarlatanów, czy postanawiasz z godnością odejść.

    Wiem, że ludzie okropnie chcą mieć wszystko uporządkowane, no i mimo jasnej i oczywistej prawdy, że wszyscy umrzemy, to my, oczywiście, jednak nie, zwłaszcza jeśli będziemy "podejmować racjonalne decyzje".

    Ja wiem, co mówili mojej Mamie wszyscy onkolodzy, w wersji mniej lub bardzie zawoalowanej, i wiem też, że widząc co z nią robiło tzw. leczenie, które być może przedłużyło Jej pełne męki życie o kilka miesięcy, w pełni poparłam Jej decyzję o zaprzestaniu tego koszmaru p.t. "medycyna robi dla pani wszystko".

    Nie znając dokumentacji i wszystkiego, co za tą decyzją stało, raczej nie masz prawa rzucać takimi przykładami jako jakimś dowodem na tę okropną ludzką ciemnotę.

    Przepraszam bardzo, ale informacje o onkologii mam z pierwszej ręki. Codziennie.

    Pytanie, z której strony. :-) W sensie... mam wrażenie że onkolodzy mają w pewien sposób sformatowaną psychikę. Ja rozumiem, że tak łatwiej jest działać, ale tworzy to dość specyficzną sytuację. I atmosferę.

    Nota bene co ta informacja miałaby wnosić do mojej wypowiedzi...?
    Wiem, jaka byłą moja historia rodzinna i wiem, jak to wyglądało. Jeśli Kolega widział dokumentację medyczną w tej historii "zaangażowanego środowiska katolickiego" - O.K., rozumiem że ma prawo się Kolega wypowiadać. Inaczej, to tylko takie sobie żonglowanie słowami.

    Nie będę więcej na ogólnym mówił. Wiem tyle, ile powinienem wiedzieć.

  • @Berek powiedział(a):

    @trep powiedział(a):

    Przykład z mojej rodziny: lekarze twierdzili, ze pacjentowi nic nie dolega, wszystkie wyniki (spośród badań jakie zrobili w ramach tego NFZ) poprawne, badania nic nie wykazuja, pacjent zmyśla.

    Pacjent trafiał na złych lekarzy. Jest taka fajna książka "Zagadki ultrasonograficzne". Tam są opisane właśnie takie przypadki - prawdziwe. Bywało, że kończyło się szpitalem psychiatrycznym. A wszystko przez to, że pacjent trafiał na nieuków albo lekarze nie przestrzegali procedury (choćby zebrania wywiadu).

    Ale jak kolega parę razy z rzędu by tak trafił, to już mniej by mnie dziwiło że w końcu decyduje się kolega na szarlatana. Ja tak nie mam, ale godzinami siedzę w PubMedzie weryfikując i sprawdzając różne rzeczy. Z założenia pewnie nie powinno to tak działać. Co chromolę.

    Tonący itd.

    Generalnie nie mam dobrego zdania o lekarzach, ale o oszustach mam jeszcze gorsze.

    A do zdrowia i życia własnego mam coraz bardziej filozoficzny s*tosunek, choć pewnie łatwo mi mówić, póki jestem zdrowy i żyję.

  • Z lekarzami jest tak samo jak z innymi ludźmi: jedni są lepiej wykształceni, inni gorzej, jedni są bardziej pracowici, inni mniej, jedni mają większy naturalny talent do tego zawodu, inni mniejszy, jedni są bardziej uczciwi, inni mniej.

    Ale jedno chyba mogę uczciwie powiedzieć: nie trafiłem na lekarza, który byłby zupełnie zdemoralizowany, tak do kości. A wśród przedstawicieli innych zawodów się to zdarzało i to o wiele częściej niż bym tego chciał.

  • Zasadniczo jeśli nie chcecie mieć raka albo przeżyć jak już będziecie go mieli, to musicie się badać okresowo. USG jamy brzusznej raz na rok. Kobiety cycki raz na rok. Mężczyźni prostatę. Raz na 5 lat gastroskopię i kolonoskopię. Jak jest obciążenie rodzinne to częściej. Ja miałem niedawno gastroskopię, znaleźli mi jakiś polip i od razu usunęli. Powiedziano mi, że jeszcze 3 do 5 lat i być może do piachu.

    Są takie specjalne programy na badania przesiewowe. Jak ostatnio były w Łodzi to rozesłałem info do wszystkich znajomych. Kto mądry ten skorzystał.

    Jak jest obciążenie w rodzinie, to są takie specjalne programy dla członków takich rodzin. Też trzeba się zainteresować. Tylko, że ludziom się nie chce.

  • Dokładnie, wiele razy to pisałem, tutaj też, że zdecydowanie największy wkład w swoje zdrowie mamy my sami.
    Jest np. program Profilaktyka 40+(ruszył 1 lipca 2021) - kto z Szanownych skorzystał albo zna kogoś kto to zrobił?
    Oczywiście badania to nie wszystko, pracujemy na to całe życie - styl życia, używki, dieta czy ruch to tylko część składowych. Genetyka ma swój niebagatelny udział stąd ważna jest świadomość przeszłości zdrowotnej swoich rodziców i dziadków. To też wyzwanie wbrew pozorom.

  • @trep powiedział(a):

    @Berek powiedział(a):

    @trep powiedział(a):

    @Berek powiedział(a):

    @trep powiedział(a):
    Nie wiem, ile dzieci, ale z pierwszej ręki znam przypadek zaniechania terapii nowotworowej i wyboru metod tzw. alternatywnych, czyli szarlatanerii, co po roku z okładem skończyło się wyrokiem śmierci. Środowisko katolickie zaangażowane. W pierwszej turze głos na Bosaka, w drugiej na Dudę.

    Naprawdę wszystko zależy, jaki rodzaj nowotworu Ci się wyhoduje. W pewnych przypadkach naprawdę nie ma różnicy, czy idziesz do onkologów, czy do szarlatanów, czy postanawiasz z godnością odejść.

    Wiem, że ludzie okropnie chcą mieć wszystko uporządkowane, no i mimo jasnej i oczywistej prawdy, że wszyscy umrzemy, to my, oczywiście, jednak nie, zwłaszcza jeśli będziemy "podejmować racjonalne decyzje".

    Ja wiem, co mówili mojej Mamie wszyscy onkolodzy, w wersji mniej lub bardzie zawoalowanej, i wiem też, że widząc co z nią robiło tzw. leczenie, które być może przedłużyło Jej pełne męki życie o kilka miesięcy, w pełni poparłam Jej decyzję o zaprzestaniu tego koszmaru p.t. "medycyna robi dla pani wszystko".

    Nie znając dokumentacji i wszystkiego, co za tą decyzją stało, raczej nie masz prawa rzucać takimi przykładami jako jakimś dowodem na tę okropną ludzką ciemnotę.

    Przepraszam bardzo, ale informacje o onkologii mam z pierwszej ręki. Codziennie.

    Pytanie, z której strony. :-) W sensie... mam wrażenie że onkolodzy mają w pewien sposób sformatowaną psychikę. Ja rozumiem, że tak łatwiej jest działać, ale tworzy to dość specyficzną sytuację. I atmosferę.

    Nota bene co ta informacja miałaby wnosić do mojej wypowiedzi...?
    Wiem, jaka byłą moja historia rodzinna i wiem, jak to wyglądało. Jeśli Kolega widział dokumentację medyczną w tej historii "zaangażowanego środowiska katolickiego" - O.K., rozumiem że ma prawo się Kolega wypowiadać. Inaczej, to tylko takie sobie żonglowanie słowami.

    Nie będę więcej na ogólnym mówił. Wiem tyle, ile powinienem wiedzieć.

    I ja takoż samo.
    Generalnie - "to jest słuszna koncepcja".

  • @trep powiedział(a):
    Zasadniczo jeśli nie chcecie mieć raka albo przeżyć jak już będziecie go mieli, to musicie się badać okresowo. USG jamy brzusznej raz na rok. Kobiety cycki raz na rok. Mężczyźni prostatę. Raz na 5 lat gastroskopię i kolonoskopię. Jak jest obciążenie rodzinne to częściej. Ja miałem niedawno gastroskopię, znaleźli mi jakiś polip i od razu usunęli. Powiedziano mi, że jeszcze 3 do 5 lat i być może do piachu.

    Są takie specjalne programy na badania przesiewowe. Jak ostatnio były w Łodzi to rozesłałem info do wszystkich znajomych. Kto mądry ten skorzystał.

    Jak jest obciążenie w rodzinie, to są takie specjalne programy dla członków takich rodzin. Też trzeba się zainteresować. Tylko, że ludziom się nie chce.

    Nie skomentuję nawet. Niechay mi to będzie policzone w niebiesiech. :)

  • @marniok powiedział(a):
    Dokładnie, wiele razy to pisałem, tutaj też, że zdecydowanie największy wkład w swoje zdrowie mamy my sami.
    Jest np. program Profilaktyka 40+(ruszył 1 lipca 2021) - kto z Szanownych skorzystał albo zna kogoś kto to zrobił?
    Oczywiście badania to nie wszystko, pracujemy na to całe życie - styl życia, używki, dieta czy ruch to tylko część składowych. Genetyka ma swój niebagatelny udział stąd ważna jest świadomość przeszłości zdrowotnej swoich rodziców i dziadków. To też wyzwanie wbrew pozorom.

    Ja i żona na koniec 2021 wzięliśmy skierowanie, ona zrobiła badanie parę miesięcy później ja 2 lata później jakoś tak wyszło. USG jamy brzusznej raz do roku mamy w planach od tego roku.

  • edytowano 12 March

    @trep powiedział(a):

    Przykład z mojej rodziny: lekarze twierdzili, ze pacjentowi nic nie dolega, wszystkie wyniki (spośród badań jakie zrobili w ramach tego NFZ) poprawne, badania nic nie wykazuja, pacjent zmyśla.

    Pacjent trafiał na złych lekarzy. Jest taka fajna książka "Zagadki ultrasonograficzne". Tam są opisane właśnie takie przypadki - prawdziwe. Bywało, że kończyło się szpitalem psychiatrycznym. A wszystko przez to, że pacjent trafiał na nieuków albo lekarze nie przestrzegali procedury (choćby zebrania wywiadu).

    Ta pacjentka trafiła w końcu na dobrego lekarza (nie na znachora) i on znalazł przyczynę jej dolegliwości. Ale zobaczcie, co się wcześniej z nią działo:

  • Tu mamy rozwiązanie zagadki. Pasjonująca lektura i trochę wam powie o medycynie:

  • Popatrzmy też na tego pacjenta, którego z racji swojego nieuctwa wzięto w końcu za wariata.

    To są oczywiście szczególne przypadki i nie każdy taki jest. Ale wielu lekarzy ma opory przed postępem. Moje OZI propaguje wśród lekarzy pierwszego stosunku wkładania palca w odbyt pacjentom w pewnym wieku, przy okazji ich wizyt. To proste i krótkie działanie (2-3 minuty) stanowi profilaktykę nowotworową i pomogłoby wielu pacjentom (naprawdę wielu) przedłużyć życie bądź uchronić od ciężkich dolegliwości. Nie spotyka się jednak ze zrozumieniem. Przeważnie im się nie chce.

  • edytowano 12 March

    Nadczynność przytarczyc? Te złamania sugerują coś z wapniem.

    Mojemu tacie taki lekarz któremu się cokolwiek chce być może uratował życie, w wieku ok. 40 lat zdiagnozował nadciśnienie. Co prawda inny lekarz od razu też ustawił podejście do tematu prostym "tabletki będzie pan musiał brać do końca życia" co zdjęło z ojca ciężar troski o cokolwiek (po co skoro tabletki załatwiają sprawę) i dopiero udar niedokrwienny 25 lat później go otrzeźwił, ale nieleczone nadciśnienie mogło skończyć się dużo gorzej i dużo wcześniej. Po prostu ojciec nie zrobił na czas okresowych badań kierowcy zawodowego i "jego" lekarz był już na urlopie, poszedł do innego któremu chciało się przynajmniej zmierzyć ciśnienie, a gdy zmierzył to z miejsca dał 3 miesiące zwolnienia bo to ciśnienie było już astronomiczne.

  • Znam osoby (wręcz tabuny takich osób) które mówią "Panie, jo mom 70 lat i w życiu tabletki nie wziołech" albo "pierszy roz w życiu żech w szpitolu jest"....no i może jak byście tą tabletkę wzieni te 25-30 lat temu albo lekarza odwiedzili choć raz w życiu to byście tu teraz nie wylądowali.....

  • @marniok powiedział(a):
    Znam osoby (wręcz tabuny takich osób) które mówią "Panie, jo mom 70 lat i w życiu tabletki nie wziołech" albo "pierszy roz w życiu żech w szpitolu jest"....no i może jak byście tą tabletkę wzieni te 25-30 lat temu albo lekarza odwiedzili choć raz w życiu to byście tu teraz nie wylądowali.....

    Stąd się potem bierze "żył w zdrowiu 70 lat, poszedł do szpitala i od razu umarł!". Tak mój dziadek mówił o babci, że to leki które dostała ją zabiły, bo wcale nic a nic nie pomagały. Te leki to była insulina i jak wiecie w cukrzycy czas podawania leku jak również dieta są ważne. Oboje nie pilnowali ani jednego ani drugiego i tak to babcia "żyła w zdrowiu 70 lat" dopóki nie poszła do szpitala (śpiączka) gdzie umarła.

  • @marniok powiedział(a):
    Znam osoby (wręcz tabuny takich osób) które mówią "Panie, jo mom 70 lat i w życiu tabletki nie wziołech" albo "pierszy roz w życiu żech w szpitolu jest"....no i może jak byście tą tabletkę wzieni te 25-30 lat temu albo lekarza odwiedzili choć raz w życiu to byście tu teraz nie wylądowali.....

    Statystyka jest bezwzględna, większość osób umiera po kontakcie z lekarzem! Strach jest absolutnie zrozumiały.
    (widoczny marker wcześniejszego zdarzenia jest artefaktem, czyli choroba/wypadek powoduje konieczność kontaktu z lekarzem ale to lekarz jest widoczny w terminalnych stadiach)

  • loslos
    edytowano 12 March

    Tak, ludzie mają olbrzymie problemy z wykrywaniem związków przyczynowo-skutkowych. Jest to niezależne od wykształcenia, w polskiej nauce wprowadzono tzw. punktozę czyli promowanie publikowania w pismach tzw. dobrych. Żadnemu z profesorskich durniów nie przyszło do głowy, że artykuł opublikowany w dobrym piśmie nie staje się przez to lepszy i że jest odwrotnie - pismo jest dobre dlatego, że publikowane są w nim dobre artykuły.

  • @ms.wygnaniec powiedział(a):

    @marniok powiedział(a):
    Znam osoby (wręcz tabuny takich osób) które mówią "Panie, jo mom 70 lat i w życiu tabletki nie wziołech" albo "pierszy roz w życiu żech w szpitolu jest"....no i może jak byście tą tabletkę wzieni te 25-30 lat temu albo lekarza odwiedzili choć raz w życiu to byście tu teraz nie wylądowali.....

    Statystyka jest bezwzględna, większość osób umiera po kontakcie z lekarzem! Strach jest absolutnie zrozumiały.

    Każdy strach można oswoić, najczęstszym narzędziem przestępstw jest nóż kuchenny a jednak nie mrozi nas przy desce do krojenia.

  • @los powiedział(a):
    Tak, ludzie mają olbrzymie problemy z wykrywaniem związków przyczynowo-skutkowych. Jest to niezależne od wykształcenia, w polskiej nauce wprowadzono tzw. punktozę czyli promowanie publikowania w pismach tzw. dobrych. Żadnemu z profesorskich durniów nie przyszło do głowy, że artykuł opublikowany w dobrym piśmie nie staje się przez to lepszy i że jest odwrotnie - pismo jest dobre dlatego, że publikowane są w nim dobre artykuły.

    Nie znam się, ale może jest też tak, że w sytuacji, kedy artykułów jest nieskończenie wiele, dobroć danego pisma polega głównie na tym, że nie publikuje onych hoviennych?

  • Jakieś 99% wszystkich artykułów jest niepotrzebne, z czego gdzieś jedna trzecia to artykuły metodologicznie poprawne ale nic nie wnoszące do nauki a dwie trzecie to absolutne hovno. W każdym piśmie dużo ponad połowa artykułów jest hovienna, tzw. dobre pisma od tych złych różnią się tym, że do tych pierwszych raz na jakiś czas trafia coś wartościowego.

  • @Przemko powiedział(a):
    Nadczynność przytarczyc? Te złamania sugerują coś z wapniem.

    Nie chodziło o to, żebyście zgadywali ;)

    Moje OZI mówi tak:

    Najważniejszy w badaniu jest wywiad. Jak zbiorę wywiad, to mógłbym nie badać i wiem już ocb. Oczywiście badam. Ale prawie zawsze się zgadza.

    W przypadku takich zagadek, gdzie nie jest znana przyczyna bólu, to najważniejsze jest dokładne wskazanie miejsca, gdzie boli. Dlatego ja zawsze proszę: Proszę pokazać dokładnie palcem, gdzie boli. Proszę przyłożyć palec dokładnie do tego miejsca. O, dobrze. Boli teraz?

    I po tym już wie (podejrzewa) ocb. Dlatego, jeśli wy znajdziecie się w takiej sytuacji, to nie pozwólcie na pominięcie wywiadu i pokazujcie dokładnie palcem gdzie boli.

    Kolejna zmora, której lekarz diagnosta musi unikać, to nie osiadania (w konkretnym badaniu) na laurach. O! Znalazłem coś trudnego do znalezienia! Ale jestem dobry! I wtedy przestają badać dalej. A dalej mogą być inne kwiatki i terapia pozwoli na wyleczenie z tej znalezionej przyczyny a ta niewykryta zabije.

    Itd.

    Zasadniczo trzeba przestrzegać procedur i miłować bliźnich. Nasza wiara ma odpowiedź na wszystkie pytania.

  • edytowano 12 March

    @los powiedział(a):
    Tak, ludzie mają olbrzymie problemy z wykrywaniem związków przyczynowo-skutkowych. Jest to niezależne od wykształcenia, w polskiej nauce wprowadzono tzw. punktozę czyli promowanie publikowania w pismach tzw. dobrych. Żadnemu z profesorskich durniów nie przyszło do głowy, że artykuł opublikowany w dobrym piśmie nie staje się przez to lepszy i że jest odwrotnie - pismo jest dobre dlatego, że publikowane są w nim dobre artykuły.

    Podobnie dobra szkoła średnia jest takową przede wszystkim z powodu przyjmowania doń przez sito egzaminacyjne najlepszych uczniów, a nie wyłącznie z faktu nauczania w niej przez jakiś supernauczycieli.

  • Dialog zdzisław:
    -- Czy robiła pani kiedykolwiek mammo?
    -- Nie.
    -- A czemu?
    -- Bo to boli.
    Efekt: guz 2cm.

    Badajcie się.

  • @trep powiedział(a):>

    Zasadniczo trzeba przestrzegać procedur i miłować bliźnich. Nasza wiara ma odpowiedź na wszystkie pytania.

    Bliźnich i swój zawód

  • @trep powiedział(a):
    Dialog zdzisław:
    -- Czy robiła pani kiedykolwiek mammo?
    -- Nie.
    -- A czemu?
    -- Bo to boli.
    Efekt: guz 2cm.

    Badajcie się.

    Moja Mama badała się entuzjastycznie wręcz.

  • @los powiedział(a):
    Jakieś 99% wszystkich artykułów jest niepotrzebne, z czego gdzieś jedna trzecia to artykuły metodologicznie poprawne ale nic nie wnoszące do nauki a dwie trzecie to absolutne hovno. W każdym piśmie dużo ponad połowa artykułów jest hovienna, tzw. dobre pisma od tych złych różnią się tym, że do tych pierwszych raz na jakiś czas trafia coś wartościowego.

    Mnie szczęśliwie owe artykuły uratowały przed bardzo ryzykownym lekarskim działaniem, jak się później okazało, decyzja podyktowana zupełnie pozamedycznymi względami. Tak więc różnie bywa a bon mociki pozostająbon mocikami. :)

  • Memento mori.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.