Filioquist napisal(a): ..a bliżej tematu wątku - co myślicie nt. tzw. okien żywieniowych?
Co to za "okno"?
Post przerywany, czyli np. nie jesz przez 16h, jesz podczas pozostałych 8h. 8h - okno żywieniowe.
Hm, ale w czasie snu (spania) się nie je! Tak czy siak ZAWSZE jesteśmy w jakimś (długość czasu) "okienku". A jak się doliczy "Przed spaniem się nie je." to nawet "okno".
Hm, na dłuższą metę to nie ma znaczenia. Ważniejsza jest regularność i stałość własnych okienek/okna. Bo organizm się przyzwyczaja. A kiedy 'jemy kiedy chcemy', to organizm nie wie co myśleć o zapasach (tłuszcz), to i się zapasuje.
Notto napisal(a): Zresztą życie nie polega na tym, żeby cały czas mieć perfekcyjną wagę, c'nie?
kiedyś mała żonka w ciągu roku schudła o 13 kg. Wszyscy, dosłownie, mówili jej że taka "szczupła" po prostu źle wygląda. A ja zażądałem przynajmniej sześciu powrotu kilogramów!
Filioquist napisal(a): ..a bliżej tematu wątku - co myślicie nt. tzw. okien żywieniowych?
Co to za "okno"?
Post przerywany, czyli np. nie jesz przez 16h, jesz podczas pozostałych 8h. 8h - okno żywieniowe.
Hm, ale w czasie snu (spania) się nie je! Tak czy siak ZAWSZE jesteśmy w jakimś (długość czasu) "okienku". A jak się doliczy "Przed spaniem się nie je." to nawet "okno".
Hm, na dłuższą metę to nie ma znaczenia. Ważniejsza jest regularność i stałość własnych okienek/okna. Bo organizm się przyzwyczaja. A kiedy 'jemy kiedy chcemy', to organizm nie wie co myśleć o zapasach (tłuszcz), to i się zapasuje.
No więc jakiś tam kolo twierdzi, że na dłuższą metę to owszem ma znaczenie. I że spanie oczywiście pomaga, ale też spanie to ~8 godzin, a żeby to zabanglało musi być tych godzin niejedzenia.pl bez kozery kilkanaście. Gdyż w ów czas organizm wchodzi w jakiś tam tryb.
Filioquist napisal(a): ..a bliżej tematu wątku - co myślicie nt. tzw. okien żywieniowych?
Co to za "okno"?
Post przerywany, czyli np. nie jesz przez 16h, jesz podczas pozostałych 8h. 8h - okno żywieniowe.
Hm, ale w czasie snu (spania) się nie je! Tak czy siak ZAWSZE jesteśmy w jakimś (długość czasu) "okienku". A jak się doliczy "Przed spaniem się nie je." to nawet "okno".
Hm, na dłuższą metę to nie ma znaczenia. Ważniejsza jest regularność i stałość własnych okienek/okna. Bo organizm się przyzwyczaja. A kiedy 'jemy kiedy chcemy', to organizm nie wie co myśleć o zapasach (tłuszcz), to i się zapasuje.
No więc jakiś tam kolo twierdzi, że na dłuższą metę to owszem ma znaczenie. I że spanie oczywiście pomaga, ale też spanie to ~8 godzin, a żeby to zabanglało musi być tych godzin niejedzenia.pl bez kozery kilkanaście. Gdyż w ów czas organizm wchodzi w jakiś tam tryb. Kulturyści na redukcji robią tak, że ostatni posiłek dnia jest bez węglowodanów i pierwszy posiłek następnego dnia jest bez węglowodanów, wychodzi wtedy kilkanaście godzin przerwy.
Przemko: ...ostatni posiłek dnia jest bez węglowodanów i pierwszy posiłek następnego dnia jest bez węglowodanów, wychodzi wtedy kilkanaście godzin przerwy
Puchatek lubił przekąsić swoje małe Conieco o jedenastej rano i cieszył się bardzo widząc, jak Królik wydobywa z szafki garnuszki i talerze, i gdy Królik zapytał: – Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba? Puchatek był tak wzruszony, że powiedział: – Jedno i drugie. – I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał: – Ale po co jeszcze chleb, Króliku? Nie rób sobie za wiele kłopotu.
Liczenie kalorii sprawdza się. Powoli, ale systematycznie masa mi spada, a jem właściwie wszystko co chcę (no, jedzenie śmieciowe wyrzuciłem z menu już dawno), tyle że ilości sobie dawkuje. Jak dużo się ruszam dziennie (czasami dwie intensywne aktywności) to właściwie b/o, a jak mało to dawkuję jedzenie. Ale staram się, żeby zawsze utrzymywać tą różnicę 400-500 kalorii.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): No więc jakiś tam kolo twierdzi, że na dłuższą metę to owszem ma znaczenie. I że spanie oczywiście pomaga, ale też spanie to ~8 godzin, a żeby to zabanglało musi być tych godzin niejedzenia.pl bez kozery kilkanaście. Gdyż w ów czas organizm wchodzi w jakiś tam tryb.
Nie tylko jakiś kolo, ale od cholery różnych kolo, i to na całym świecie - słowem "post przerywany" (głupio to brzmi, nie?) popularnym jest. Testowałem i działa - bardzo dobrze dziala (-4kg w 3 tygodnie).
Ten tryb to autofagia bodajże.To samo co "na Dąbrowskiej" czyli diecie warzywnej, tylko tam to już totalnie, a na poście przerywanym - po kawałku. Organizm odżywia się wewnętrznie, spala zasoby, zaczynając od tych najgorszych - ogólnie przyzwyczaja się korzystać z zapasów (bo jak dostaje ciągle posiłki, to się odzwyczaja i potem przeraźliwy głód, insulinooporność itp).
Oczywiście początki są trudne - ale w moim przypadku pierwsze parę dni, potem organizm dziwnie łatwo "zaskakuje" i tak naprawdę wyrzeczenie jest niewielkie a potem żadne. Szukałem czegoś co mi przypasuje do mojego organizmu i trybu życia - i to zdecydowanie to.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): No więc jakiś tam kolo twierdzi, że na dłuższą metę to owszem ma znaczenie. I że spanie oczywiście pomaga, ale też spanie to ~8 godzin, a żeby to zabanglało musi być tych godzin niejedzenia.pl bez kozery kilkanaście. Gdyż w ów czas organizm wchodzi w jakiś tam tryb.
Nie tylko jakiś kolo, ale od cholery różnych kolo, i to na całym świecie - słowem "post przerywany" (głupio to brzmi, nie?)
Miesiąc bez piecziwa i słodyczy (mojej heroiny), rano owsianka. 4 kg obywatela mniej żrąc na okrągło. Trochę pompuję w mieszkaniu i dużo łażę, zakupy noszę i dziecki.
Pod koniec czerwca postanowiłem spróbować w końcu tego "postu przerywanego" i to jest coś spaniałego. Rzeczywiście pierwsze dni są trudne zwłaszcza jak człowiek całe życie czytał, że śniadanie należy jeść 1-1,5 godziny po pobudce najpóźniej, a posiłki należy jeść w równych odstępach czasu w przeciwnym razie skacze cukier, insulina szaleje i to bez sensu, same szkody przynosi, a jak chcesz się głodzić to po prostu zrób dwa tygodnie głodówki i tyle. Po kilku dniach ustaliły mi się wygodne pory jedzenia na 10, 14 i 18, jednocześnie zacząłem jeździć rowerem do pracy (13 km w jedną stronę, 45 minut zdrowego pedałowania). Zważyłem się na początku lipca już po kilku dniach diety i założyłem sobie, że fajnie byłoby stracić 5 kilo do końca wakacji - no więc zrzuciłem to przez lipiec, jednocześnie jeszcze robiąc 4-5x w tygodniu długie szybkie spacery (tempo 116, mam taką trasę na 8,5 km) i jedząc w tym okienku czasowym wszystko na co mam ochotę. Problem w tym że coraz mniej mam ochotę i teraz po miesiącu to już muszę się zmuszać do jedzenia, bo wystarcza mi jak zjem o 11 i 16 małe posiłki po 500-700 kcal, i potem wieczorem po tym szybkim spacerze kręci mi się w głowie, staram się dobijać do 2000 kcal aby mieć siły na ten rower rano + spacer (docelowo bieganie ale na razie jestem za ciężki jeszcze).
Byłem na diecie keto i gdy jestem w okienku niejedzenia to czuję się podobnie do keto, coś by człowiek zjadł aby poczuć smak ale głodny nie jest, brzuch pusty i głowa się domaga ale ciało nie. Założyłem sobie że do końca sierpnia zejdę ze 105 do poniżej 100 i już dzisiaj jest 99,5. Dla mnie najważniejsza wiadomość jest taka, że to żadna dieta tylko normalny sposób odżywiania, że jak 16 godzin nie jem to jest to normalne i naturalne a nie jakiś szczególny przypadek. Całe życie zmagam się z problemami z odżywianiem i właśnie się skończyły, to najważniejsze. I nie muszę niczego liczyć, ot normalne zasady - nie jeść w tych godzinach, nie jeść śmieci, wszystko. Przy okazji udało mi się porzucić alkohol, wódki już nie trawię i to rosyjska kultura, piwo niemiecka, wino sarmacka - to mogę.
Do prawidłowego BMI (83 kg) jeszcze daleko ale w końcu w zasięgu wyobraźni.
Aha, jeśli chcecie włączać ruch do swojego stylu życia a nie macie energii to bardzo w przełamaniu tego pomaga kreatyna, to tani suplement diety i łyka się 5 gramów na dobę w jednej porcji, w żaden sposób to na nic nie szkodzi (chyba tylko niesprawne nerki są przeciwskazaniem), jest to składnik obecny w mięsie czerwonym, daje dużego kopa mięśniom. Naprawdę nie trzeba koniecznie chodzić na jakieś zajęcia, siłownię, basen czy biegać - szybki spacer 30-minutowy to już jest trening, poprawia samopoczucie, gospodarkę hormonalną, perystaltykę jelit kto ma siedzący tryb życia.
Przemieszczać ciało w przestrzeni przy użyciu mięśni, dołożyć białka i ciężarów (stopniować intensywność i objętość treningu, robić luźniejsze tygodnie), kreatyna 5g dziennie codziennie.
No, a jeszcze jak się posty nakazane zachowa starannie to wszystko się unormuje samoczynnie.
,,Pro tip'' : podczas postu koncentrujemy się na starannym poszczeniu* a nie na sobie** by nie sparaliżować sobie funkcjonowania jedząc chleb z margaryną w rozpaczy. Na początku także uświadomić sobie trzeba, że jedzenie nie musi być smaczne i sprawiać przyjemności, po ok 2 tyg. wszystko jest pyszne.
Jak czytam niektóre protokoły postu przerywanego to widzę moich fanatycznych, zacofanych, katolskich, klerykalnych pradziadków, których niedostatek, religia, ciężka praca i trochę medycyny pod koniec życia trzymały na świecie do prawie 100 lat.
*starannym czyli zaplanowanym co do jakości i ilości, ja osobiście dbam o to by były to posiłki bezmięsne i beznabiałowe, przygotowywane samodzielnie.
**nie na sobie czyli na na intencji i modlitwie, jak dla mnie może być "klepana" jak nachodzą pokusy czipsowo-pasztetowo-serowe.
Wielki post bez nabiału to jest poważna sprawa, wiadomo. Ale my dziś nie pracujemy fizycznie tyle co wedle starych norm. Natomiast współcześni biegacze to tacy asceci, jakie czasy tacy asceci.
Największym problemem sprzyjającym otyłości - obok oczywistego zmniejszenia zapotrzebowania na pracę fizyczną - jest wszechobecna motoryzacja co stanowi dla sylwetki wręcz zabójcze "combo".
Rzecz jasna dla wielu ludzi, choćby mieszkających poza miastem lub podwożących dzieci na zajęcia, a także obligowanych przez charakter pracy do odwiedzania codziennie wielu klientów, wielogodzinne siedzenie za kołkiem jest koniecznością.
Jednak liczni mieszkający w miastach z dobra komunikacją i pracujący stacjonarnie w biurach zdecydowanie naużywają samochodów a mityczna "oszczędność czasu" jest często całkowicie iluzoryczna o skutkach zdrowotnych nawet nie wspominając.
"Fura" zaspokaja bowiem bardzo często potrzemy lansowo-prestiżowe wobec których rzeczywiste funkcje transportowe schodzą na dalszy plan.
Mówię to z osobistej praktyki, bo temat odchudzania jest mi dobrze znany i zdarzyło mi się z pomocą mądrych ludzi trwale zrzucić ponad 25 kilosów.
Dziś chodziłam świadomie jak radzi dr Wytrążek - podoba mi się to :-)
Btw, o tym terapeucie usłyszałam ostatnio od psiapsiuły po operacji kolana, bardzo sobie ceni jego porady, do których się stosuje na rehabilitacji.
Komentarz
Edit: ej, czemu wycięlo mi 3/4 komenta?
Mój system polegał na drakońskich reżimach przez 28 dni (700-900 kcal dziennie) przeplatanych odpoczynkiem 1400-1600 kcal.
Rekord to -9 kg w mc. Rekord dzienny to -1,4 kg na etapie odsalania organizmu, czyli krótko mówiąc utrata nagromadzonej wody.
Hm, ale w czasie snu (spania) się nie je!
Tak czy siak ZAWSZE jesteśmy w jakimś (długość czasu) "okienku". A jak się doliczy "Przed spaniem się nie je." to nawet "okno".
Hm, na dłuższą metę to nie ma znaczenia. Ważniejsza jest regularność i stałość własnych okienek/okna. Bo organizm się przyzwyczaja. A kiedy 'jemy kiedy chcemy', to organizm nie wie co myśleć o zapasach (tłuszcz), to i się zapasuje.
Tak czy siak ZAWSZE jesteśmy w jakimś (długość czasu) "okienku". A jak się doliczy "Przed spaniem się nie je." to nawet "okno".
Hm, na dłuższą metę to nie ma znaczenia. Ważniejsza jest regularność i stałość własnych okienek/okna. Bo organizm się przyzwyczaja. A kiedy 'jemy kiedy chcemy', to organizm nie wie co myśleć o zapasach (tłuszcz), to i się zapasuje.
No więc jakiś tam kolo twierdzi, że na dłuższą metę to owszem ma znaczenie. I że spanie oczywiście pomaga, ale też spanie to ~8 godzin, a żeby to zabanglało musi być tych godzin niejedzenia.pl bez kozery kilkanaście. Gdyż w ów czas organizm wchodzi w jakiś tam tryb.
Chyba wykrzaczyło po wstawieniu emotikony z telefonu zamiast z zasobu forumka.
Chyba wykrzaczyło po wstawieniu emotikony z telefonu zamiast z zasobu forumka.
Atotak.
Obce emotikony wywalają w niebyt akapit wpisu... (Sprawdzone przy kopiowaniu tekstu wraz z emotkami z FB.)
Tak czy siak ZAWSZE jesteśmy w jakimś (długość czasu) "okienku". A jak się doliczy "Przed spaniem się nie je." to nawet "okno".
Hm, na dłuższą metę to nie ma znaczenia. Ważniejsza jest regularność i stałość własnych okienek/okna. Bo organizm się przyzwyczaja. A kiedy 'jemy kiedy chcemy', to organizm nie wie co myśleć o zapasach (tłuszcz), to i się zapasuje.
No więc jakiś tam kolo twierdzi, że na dłuższą metę to owszem ma znaczenie. I że spanie oczywiście pomaga, ale też spanie to ~8 godzin, a żeby to zabanglało musi być tych godzin niejedzenia.pl bez kozery kilkanaście. Gdyż w ów czas organizm wchodzi w jakiś tam tryb.
Kulturyści na redukcji robią tak, że ostatni posiłek dnia jest bez węglowodanów i pierwszy posiłek następnego dnia jest bez węglowodanów, wychodzi wtedy kilkanaście godzin przerwy.
Ten tryb to autofagia bodajże.To samo co "na Dąbrowskiej" czyli diecie warzywnej, tylko tam to już totalnie, a na poście przerywanym - po kawałku. Organizm odżywia się wewnętrznie, spala zasoby, zaczynając od tych najgorszych - ogólnie przyzwyczaja się korzystać z zapasów (bo jak dostaje ciągle posiłki, to się odzwyczaja i potem przeraźliwy głód, insulinooporność itp).
Oczywiście początki są trudne - ale w moim przypadku pierwsze parę dni, potem organizm dziwnie łatwo "zaskakuje" i tak naprawdę wyrzeczenie jest niewielkie a potem żadne. Szukałem czegoś co mi przypasuje do mojego organizmu i trybu życia - i to zdecydowanie to.
stosuję i mam tak samo, polecam
Pod koniec czerwca postanowiłem spróbować w końcu tego "postu przerywanego" i to jest coś spaniałego. Rzeczywiście pierwsze dni są trudne zwłaszcza jak człowiek całe życie czytał, że śniadanie należy jeść 1-1,5 godziny po pobudce najpóźniej, a posiłki należy jeść w równych odstępach czasu w przeciwnym razie skacze cukier, insulina szaleje i to bez sensu, same szkody przynosi, a jak chcesz się głodzić to po prostu zrób dwa tygodnie głodówki i tyle. Po kilku dniach ustaliły mi się wygodne pory jedzenia na 10, 14 i 18, jednocześnie zacząłem jeździć rowerem do pracy (13 km w jedną stronę, 45 minut zdrowego pedałowania). Zważyłem się na początku lipca już po kilku dniach diety i założyłem sobie, że fajnie byłoby stracić 5 kilo do końca wakacji - no więc zrzuciłem to przez lipiec, jednocześnie jeszcze robiąc 4-5x w tygodniu długie szybkie spacery (tempo 116, mam taką trasę na 8,5 km) i jedząc w tym okienku czasowym wszystko na co mam ochotę. Problem w tym że coraz mniej mam ochotę i teraz po miesiącu to już muszę się zmuszać do jedzenia, bo wystarcza mi jak zjem o 11 i 16 małe posiłki po 500-700 kcal, i potem wieczorem po tym szybkim spacerze kręci mi się w głowie, staram się dobijać do 2000 kcal aby mieć siły na ten rower rano + spacer (docelowo bieganie ale na razie jestem za ciężki jeszcze).
Byłem na diecie keto i gdy jestem w okienku niejedzenia to czuję się podobnie do keto, coś by człowiek zjadł aby poczuć smak ale głodny nie jest, brzuch pusty i głowa się domaga ale ciało nie. Założyłem sobie że do końca sierpnia zejdę ze 105 do poniżej 100 i już dzisiaj jest 99,5. Dla mnie najważniejsza wiadomość jest taka, że to żadna dieta tylko normalny sposób odżywiania, że jak 16 godzin nie jem to jest to normalne i naturalne a nie jakiś szczególny przypadek. Całe życie zmagam się z problemami z odżywianiem i właśnie się skończyły, to najważniejsze. I nie muszę niczego liczyć, ot normalne zasady - nie jeść w tych godzinach, nie jeść śmieci, wszystko. Przy okazji udało mi się porzucić alkohol, wódki już nie trawię i to rosyjska kultura, piwo niemiecka, wino sarmacka - to mogę.
Do prawidłowego BMI (83 kg) jeszcze daleko ale w końcu w zasięgu wyobraźni.
Aha, jeśli chcecie włączać ruch do swojego stylu życia a nie macie energii to bardzo w przełamaniu tego pomaga kreatyna, to tani suplement diety i łyka się 5 gramów na dobę w jednej porcji, w żaden sposób to na nic nie szkodzi (chyba tylko niesprawne nerki są przeciwskazaniem), jest to składnik obecny w mięsie czerwonym, daje dużego kopa mięśniom. Naprawdę nie trzeba koniecznie chodzić na jakieś zajęcia, siłownię, basen czy biegać - szybki spacer 30-minutowy to już jest trening, poprawia samopoczucie, gospodarkę hormonalną, perystaltykę jelit kto ma siedzący tryb życia.
Przemieszczać ciało w przestrzeni przy użyciu mięśni, dołożyć białka i ciężarów (stopniować intensywność i objętość treningu, robić luźniejsze tygodnie), kreatyna 5g dziennie codziennie.
I spać w nocy, 6-7 godzin minimum.
No, a jeszcze jak się posty nakazane zachowa starannie to wszystko się unormuje samoczynnie.
,,Pro tip'' : podczas postu koncentrujemy się na starannym poszczeniu* a nie na sobie** by nie sparaliżować sobie funkcjonowania jedząc chleb z margaryną w rozpaczy. Na początku także uświadomić sobie trzeba, że jedzenie nie musi być smaczne i sprawiać przyjemności, po ok 2 tyg. wszystko jest pyszne.
Jak czytam niektóre protokoły postu przerywanego to widzę moich fanatycznych, zacofanych, katolskich, klerykalnych pradziadków, których niedostatek, religia, ciężka praca i trochę medycyny pod koniec życia trzymały na świecie do prawie 100 lat.
*starannym czyli zaplanowanym co do jakości i ilości, ja osobiście dbam o to by były to posiłki bezmięsne i beznabiałowe, przygotowywane samodzielnie.
**nie na sobie czyli na na intencji i modlitwie, jak dla mnie może być "klepana" jak nachodzą pokusy czipsowo-pasztetowo-serowe.
Stare "normy" upięte w modne i krzykliwe nazwy i hasła!
Wielki post bez nabiału to jest poważna sprawa, wiadomo. Ale my dziś nie pracujemy fizycznie tyle co wedle starych norm. Natomiast współcześni biegacze to tacy asceci, jakie czasy tacy asceci.
Największym problemem sprzyjającym otyłości - obok oczywistego zmniejszenia zapotrzebowania na pracę fizyczną - jest wszechobecna motoryzacja co stanowi dla sylwetki wręcz zabójcze "combo".
Rzecz jasna dla wielu ludzi, choćby mieszkających poza miastem lub podwożących dzieci na zajęcia, a także obligowanych przez charakter pracy do odwiedzania codziennie wielu klientów, wielogodzinne siedzenie za kołkiem jest koniecznością.
Jednak liczni mieszkający w miastach z dobra komunikacją i pracujący stacjonarnie w biurach zdecydowanie naużywają samochodów a mityczna "oszczędność czasu" jest często całkowicie iluzoryczna o skutkach zdrowotnych nawet nie wspominając.
"Fura" zaspokaja bowiem bardzo często potrzemy lansowo-prestiżowe wobec których rzeczywiste funkcje transportowe schodzą na dalszy plan.
Mówię to z osobistej praktyki, bo temat odchudzania jest mi dobrze znany i zdarzyło mi się z pomocą mądrych ludzi trwale zrzucić ponad 25 kilosów.
Dziś chodziłam świadomie jak radzi dr Wytrążek - podoba mi się to :-)
Btw, o tym terapeucie usłyszałam ostatnio od psiapsiuły po operacji kolana, bardzo sobie ceni jego porady, do których się stosuje na rehabilitacji.