Najpopularniejsze
Odp.: Jakiej szkoły chcemy
Dłuższa lektura to jest "Potop" czy "Chłopi". II część "Dziadów" można pyknąć w jeden wieczór (czy raczej pół wieczoru), "Balladynę" w jedno popołudnie, choć ja uważam, że dramaty należy raczej oglądać. Lubimyczytać.pl podaje czas czytania "Kamieni na szaniec" na 4 godziny 16 minut, czyli nawet przy minimalnym czasie dziennej lektury jakiś tydzień, ale jak wciągnie, to jedna sobota.
To jest po prostu nic, równie dobrze można przestać udawać, że szkoła czegokolwiek wymaga.
Odp.: Jakiej szkoły chcemy
Przede wszystkim, po pierwsze i po ostatnie - NIE CHCEMY szkoły p. Nowackiej, najsprawniejszego politruka w tuskowym rządzie.
Bardzo polecam https://wpolityce.pl/polityka/735951-drugie-dno-reformy-oswiatowej-barbary-nowackiej

Odp.: Wątek urlopowy
Właśnie wróciłem z męskiej wyprawy z progeniturką w Karkonosze. Supcio było, akurat synowie w wieku, że jeszcze z ojcem pojadą na wakacje, a już się fajnie z nimi chodzi po górach.
Odp.: Dobre wieści spoza Agory na jesienne wieczory
Prezydent pozbawił Jolantę Gontarczyk Srebrnego Krzyża Zasługi.
https://tysol.pl/a144418-prezydent-odebral-odznaczenie-jolancie-lange-vel-gontarczyk

Odp.: Jakiej szkoły chcemy
A rozwijając temat wątka - brak zintegrowanego kanonu lektur, to w konsekwencji dwie opcje:
- albo normalny egzamin, ale z totalną loterią, bo pytania nawiążą do czegoś, co klasa ucznia przerobiła, albo nie - w rezultacie cała nauka to ruletka, bo nie wiadomo, czego się uczyć,
- albo egzamin banalny, do którego w ogóle nie trzeba się będzie uczyć.
I pitolenie, że chodzi o to, żeby uczyć się "przedmiotu, a nie na egzamin" jest śmieszne... nikt nigdy nie przeczyta całej literatury, zarówno uczeń, jak i nauczyciel, bo książek przybywa w szybszym tempie niż możliwość czytania (nie mówiąc o potrzebie). Ale na tym polega wspólnota, że właśnie pewien kanon mamy wspólny, że są dzieła, które wszyscy znamy, są punktem odniesienia. Np. dlatego uczymy się greckiej mitologii, a nie dlatego, że ktoś chce czcić Zeusa.
Odp.: Różne fajne mapy
Ja poszedłem na swoje jak miałem 27 lat, niby dużo ale dzięki temu że byłem z rodzicami do tego wieku mogłem wesprzeć ich finansowo bo z ich bieda-emeryturami straciliby mieszkanie które mieli. Więc to nie do końca tak jest że dwie lewe ręce, nieumiejętność samodzielności, pranie i gotowania się kłania.

Pytania pułapki
Tak zostały nazwane pytania, które (węziej: zadaję) są zadawane podczas dyskusji – nie tylko internetowych. Wyjaśnię mechanizm zadawania tych pytań.
Mam taką przypadłość, że strasznie mnie kłuje wewnętrzna sprzeczność wszystkiego, co jest wewnętrznie sprzeczne. Nie potrafię nad tym przejść do porządku dziennego. Nawet w rozmowie ze starą matką łapię się na tym, że taką wewnętrzną sprzeczność jakiejś wypowiedzi muszę wytknąć. Wewnętrza sprzeczność, dopóki nie zostanie usunięta kładzie każdą tezę, każdą teorię, każdy wniosek, każdą opinię, każde rozumowanie, każde wytłumaczenie się.
Byłem zaznajomiony z dwiema sprawami karnymi, gdzie skazaniu przeszkadzała wewnętrzna sprzeczność. Została ona usunięta pozornie. Pozornie, ponieważ wyjaśnienie usuwające sprzeczność w jednym miejscu powodowało ją nieuchronnie w innym. W obu przypadkach sędziom zależało widocznie na wyroku skazującym i mimo istnienia wewnętrznych sprzeczności, bardzo oczywistych, bez odniesienia się do nich, oskarżonych skazano.
Czasami podczas rozmowy nie zgadzam się w jakiś sposób z tezą rozmówcy. „Nie zgadzam się” to znaczy uważam, że przy dostępnych mi danych należy dojść do innych wniosków. Mógłbym wtedy tłumaczyć krok po kroku moje rozumowanie. To zabiera jednak dużo czasu i pewnej systematyczności. Nie zawsze tym czasem dysponuję i nie zawsze mogę wypełniać standardy systematyczności. Czasem mi się po prostu nie chce. Dlatego jeśli przyjdzie mi do głowy pytanie, na które uczciwa odpowiedź rozmówcy obali jego tezę, zadaję po prostu to pytanie (czasami jest to seria pytań).
Posłużę się infantylnym, celowo przerysowanym przykładem takie pytania (akurat tutaj mógłbym z powodzeniem sam dać odpowiedź):
Wyskakuje ktoś z tezą, że skoro 6 jest podzielne przez 2 to wszystkie liczby całkowite większe niż 5 są podzielne przez 2. To ja wtedy zadaję pytanie: a czy 7 jest podzielne przez 2?
Zasadniczo jedyną właściwą reakcją jest stwierdzenie: faktycznie, o tym nie pomyślałem. Wycofuję się.
Czasem wystarczy nieco tezę przerobić, dopracować, tak żeby sprzeczności wewnętrznej nie zawierała, więc jeśli głoszącemu tezę zależy na tym, żeby ona była bliska prawdy, powinien podziękować za zwrócenie uwagi.
Zadanie pytania „pułapki” w takim przypadku jest najkrótszą drogą do obalenia tezy / wniosku / itd.
Czasami teza nie zawiera wewnętrznej sprzeczności, ale żeby była spójna, głoszący ją musi się przyznać do pewnych założeń, których może się z jakichś powodów wstydzić. Tu podaję przykład już z życia wzięty - opisywany przeze mnie przypadek.
Teza brzmi:
„Ekumeniczne studia biblijne mogą być dla mnie pożyteczne.”
Pytanie „pułapka” w tym przypadku to:
-- Czy nasza wiara jest prawdziwa?
I teraz jeśli odpowiedź jest twierdząca, wtedy teza okazuje się nieprawdziwa. Można też starać się utrzymać tezę za wszelką cenę, ale odpowiedź na pytanie pułapkę musi być wtedy przecząca (albo przynajmniej brzmieć: nie mam co do tego pewności), co może być dla głoszącego tezę w jakimś stopniu niekomfortowe.
W stosunku do bliskich stosuję prośby, błagania i apele, by podawali zawsze prawdziwy i najważniejszy powód jakiejś prośby / decyzji / wytłumaczenia zachowania. Jeśli podadzą taki, który obalę, pozostają bezbronni, a ja drążę dopóty, dopóki nie wyjdzie na jaw prawdziwa przyczyna czegoś. Takie moje zachowanie nie jest dla nich komfortowe, przyznaję, ale po latach stosowania przynosi skutki w postaci szczerości w rozmowie, a szczerość (czyli prawda) ułatwia współżycie.
Jak już nie raz pisałem, miałem okazję w życiu sporo negocjować. Z początku starałem się przestrzegać różnych konwenansów i zasad savoir vivre. Z czasem doszedłem do wniosku, że trzeba to odrzucić i postawić na szczerość. Szczerość pozwalała przekazać własne obawy i poznać prawdziwe obawy (potrzeby) drugiej strony a dopiero wtedy dało się wypracować zapisy chroniące dwie strony. Do tego służyły również pytania „pułapki”, które pozwalały odrzucić fałszywe powody / przesłanki i dojść do tych prawdziwych.
Każdemu rozmówcy mówię: Zadaj mi jakie chcesz pytanie. Odpowiem na każde.
Unikanie odpowiedzi uważam zasadniczo za brak uczciwości w rozmowie. Dlatego właśnie nie wpuszcza się redaktorów Republiki na konferencje ZiS, żeby nikt nie zadawał pytań „pułapek”. Z kolei z tego co widzę politycy PiS zazwyczaj chętnie odpowiadają na zadawane w dobrej wierze pytania różnych Polsatów i innych takich. Pereira idzie do Zero nie znając pytań i wystawiając się na pytania słuchaczy, Chajzer takiej formuły odmawia.
Czasem zadaję pytania po prostu z niewiedzy – widzę potencjalnie słabe punkty czegoś, nie mam na ten temat wiedzy, pytam, żeby samemu przyjąć jakąś tezę (jeśli ktoś jest w stanie moją wątpliwość wyjaśnić) lub ją odrzucić.
Czasami wydaje mi się, że mam jakieś rozwiązanie - bardzo mi się ono podoba, przywiązałem się do niego. Utworzyłem nawet błyskotliwą konstrukcję. Upewniam się, że poszczególne poziomy się zgadzają, ale jeśli na dowolnym etapie któregoś oparcia nie ma, z cudownego rozwiązania się wycofuję. Czasem są wszystkie pomyślane przeze mnie powody, ale nie uwzględniłem jeszcze innego.
W najważniejszej sprawie było zresztą identycznie. W swojej głupocie / niewiedzy / przekonaniu o własnej mądrości uważałem naszą Wiarę za sprzeczną w niektórych elementach. Te sprzeczności sprawiały, że traktowałem ją jako wiarę fałszywą. Dopiero na rebelyi znalazłem przyjaciela, który był tak dobry, że każde moje przekonanie o wewnętrznej sprzeczności czegoś – pięknie i wszechstronnie obalał. Krok po kroku zobaczyłem, że w tej wierze nie ma żadnej sprzeczności a zatem jest to Wiara Prawdziwa.
Nie obruszajmy się więc na pytania i nie traktujmy ich jako pułapek, a jeśli faktycznie takimi się okazują, dopracowujmy swoje tezy / stwierdzenia / wnioski lub jeśli to niemożliwe - wycofujmy się z nich bez żalu. Nie starajmy się za wszelką cenę, wbrew prawdzie, czasem nawet dobru bliźnich (znam wiele takich przypadków) upierać się przy swoich wcześniejszych stwierdzeniach, posiadajmy tzw. uczciwość intelektualną, czyli umiłowanie prawdy, no i bądźmy szczerzy.
No i oczywiście, jeśli jest szczerze (tj. rozmówcy widzą nawzajem, że są szczerzy), to jest miło, a chodzi również o to, żeby było miło.
Odp.: Nachodźcy z różnych stron świata
Przecież cały czas jest mowa o nielegalnych imigrantach. Legalni już dawno pracują, ze mną też. Nie mam obiekcji. Są lepsi, czasem tacy sami, czasem mniejsi opierdzielacze jak nasi rodowici pracownicy.
Był argument że skoro nasi ojcowie saksowali to my powinniśmy spojrzeć na tych co u nas z wyrozumiałością. No i ok ale z tych co saksowali nie znam nikogo ktoby saksował na socjalu, zapierdzielali jak mrówka, ponad siły i zdrowie (moi dwaj, na przykład, wujkowie - okupili to dużym uszczerbkiem na zdrowiu, jeden już zmarł - młodo, przed uzyskaniem wieku emerytalnego, drugi ledwo zipie). Czy było warto?
Teraz już to nie jest takie oczywiste.
Więc skoro jest to jakiś argument na zgodę na pracę obcokrajowców to raczej spójrzmy na to z drugiej strony - warto narażać ich dzieci i rodziny ma rozłąkę z nimi? Na uszczerbek na ich zdrowiu i psychice ich samych i najbliższych? Na wykorzystywanie przez chciwych pracokupców?

Odp.: Pytania pułapki
@trep powiedział(a):
Nie zrozumiałem - co nie jest dziwne.
Sokrates znany był z tego, że łaził po mieście i dręczył ludzi pytaniami, żeby naprostować ich myślenie.
Więc go zabili.